Amelia Karmazynowicz
13 sierpnia 1960
Nie wszystko złoto co sie świeci | Chciałabym, chciała... | Mogłaś moją być, kryzysową narzeczoną | Poznajesz uchem kolejne frazy, wciąż masz przed sobą kierunkowskazy | Grawitacji nadszedł czas | Pytanie, wołanie i rozkaz | Jestem dzieckiem szczęścia | Nie wiem czy to wstyd, że mi wiary brak | Kto zwiariował? Ja czy świat? | Poszła Karolinka do Gogolina... | A na deser suita tańców lubelskich | W moich stanch wciąż Warszawa | I do grosza wciąż grosz | Przepięknie jest i tylko tlenu mniej | Wszystko co kocham | Ten taniec nie skończy się.
Palę myśli swe, chcę odnaleźć się
Chcę uciekać i nie budzić jej ze snu.
Jeśli
komuś przyszłaby na myśl porządna i ogarnięta dziewczyna, z jako
takimi planami na przyszłość, której marzy się miły mąż i
trójka dzieciaków, mógłby spokojnie spojrzeć na Amelie. Od zawsze
była tą spokojniejszą w rodzinie. Nie brała udziału w kłótniach, nie wywoływała wojen w domu i przede
wszystkim zawsze robiła to, czego od niego wymagano. Wymarzony córeczka swoich rodziców, która niczym mały aniołeczek nigdy nie
przysparzała problemów, nie musiała... Jej starsze rodzeństwo nadrabiało za cały
legion! Amelka miała swoją szkołę i miała swoje Mazowsze po zajęciach, bo przecież coś w życiu trzeba robić. Od zawsze kochała tańczyć a fakt, że jej rodzice przewijali się przez stały skład zespołu niemal od początku jego działalności, zadziałało tylko na jej korzyść. Ówczesny choreograf nie miał wątpliwości, że Amelia powinna zasilić ich szeregi i trzy raz w tygodniu ćwiczyć klasyczny balet, folklorystyczne figury i ładny, sceniczny uśmiech. Jako jedyna z rodzeństwa czerpała z tego autentyczną przyjemność. Jej dwóch starszych braci chodziło na próby jak na skazanie, a i tak urywali się z zajęć przy każdej nadarzającej się okazji. Amelka nie chciała tego robić. Wiedziała doskonale, że zaistnienie w Zespole da jej możliwość zagranicznych wyjazdów, o które w tych czasach było przecież tak trudno. Nikogo nie było na to stać a przede wszystkim nikt nie miał czasu. Jej matka i tak kręciła z niezadowoleniem głową, bo dziewczyna spędzała w salach prób większość swojego wolnego czasu. Rano pomagała mamie w zakładzie krawieckim a jak tylko wybijała czternasta, zbierała swoje rzeczy i niemal wybiegała z zakładu, by móc poćwiczyć na sali. Jej ojciec - zawiadowca stacji Warszawa Główna - już dawno machnął na córkę ręką. Przecież lepiej żeby przesiadywała na próbach w zespole, niż żeby szlajała się po ulicach. Jeszcze wpadnie w tarapaty, albo ktoś jej zrobi krzywdę. A tak to przynajmniej uczy się o tradycjach własnego kraju i nikomu nie przeszkadza. Choć mogłaby wziąć się za normalną robotę, a nie tylko kilka godzin u matki i z głowy. Amelii nie śpieszno do pracy, nie śpieszno do normanego życia i przede wszystkim nie śpieszno do dorastania, bo dorastanie z pewnością boli niesamowicie i śni się po nocach niczym senny koszmar! Jej rodzice twierdzą, że jest zamknięta w sobie, ale co mogą wiedzieć rodzice?! Interesuje ją cały świat, wszystko
ogląda z nie małym zainteresowaniem, więc często pakuje sie w
kłopoty - w końcu nie wszyscy lubią gdy ktokolwiek im sie
przygląda (podobno, wśród niektórych, budzi to podejrzenia).
Bezsprzecznie beznadziejna z niej romantyczka. Marzy o księciu na
białym koniu, a niszczy wszystkie potencjalne piękne
momenty.
Amelia po prostu nie umie wytrzymać i zadaje zbyt wiele pytań albo
po prostu zaczyna się śmiać wtedy, kiedy nie powinna. Już taka
jej natura i niestety trzeba ją zaakceptować i kochać pomimo
wszystko. Mimo że jej rodzice są święcie przekonani, że mają pod dachem istnego aniołka, Amelia też potrafi zaszaleć. Charakterek z pewnościa odziedziczyła po
dziadku, ktory ganiał swego czasu po Warszawie licząc, że
ktoś stanie z nim w szranki. Amelka potrafi tupnąć nogą i
postawić na swoim, ale spokojnie - bić się z nikim nie chce (i chwała Bogu bo jej biedny ojciec już dawno by oszalał mając w domu trójkę rwących się do rękoczynów dzieciaków!)
Siła
cierpliwości, ale jak trzeba
to krzyknie, choć raczej zaprogramowana jest na spokojną rozmowę.
Mistrzyni dyplomacji. Urodzona bajkopisarka, jak sytuacja tego wymaga potrafi ściemniać na potęgę, bez mrugnięca okiem. Nałogowa palaczka z rogu dwóch ukochanych ulic (choreograf straszy ją, że powinna rzucić palenie bo przecież tancerce nie przystoi). Mimo umiłowania do palenia, papierosów nigdy nie kupiła! Częstuje ją zazwyczaj ukochana ciocia Basia, siostra jej ojca. Ciocia Basia wyszła za mąż za bardzo bogatego właściciela fabryki i teraz wiedzie spokojne i dostatnie życie w jednej z warszawskich kamienic. To od niej Karmazynowiczowie mają pomarańcze, banany i czekoladowe cukierki w takiej ilości, że rozdzielają między wszystkich sąsiadów z bloku, a im jeszcze zostaje. Ciocia Basia jest absolutną idolką wszystkich koleżanek Amelki, bo potrafi błysnąć dowcipem i kryć dziewczyny przed rodzicami, gdy te wypuszczą się późnym wieczorem na prywatkę u znajomych. Zresztą, nie jest tylko miła dla jej koleżanek. Taneczny partner Amelki, znany zresztą cioci od małego, jest absolutnym ulubieńcem starszej pani. Zawsze z odwiedzin wychodzi z kartonem fajek i z kieszeniami pełnymi cukierków: I jeszcze pomarańczkę na drogę weź Marcinku, bo pewnie zgłodniejesz! Zupełnie jakby nie zjadł tony obiadu chwilę wcześniej.
Amelka jest naprawdę równą babką, choć niektórzy ludzie twierdzą że na pierwszy rzut oka straszna z niej suka. Faktycznie, czasem potrafi spojrzeć tak, że człowiekowi robi się zimno, ale w gruncie rzeczy strasznie ciepła z niej osoba, a empatia kiedyś ją zgubi. Pewna siebie. Mocno stąpająca po ziemi. Wiecznie uśmiechnięta optymistka uzależniona od gumy do żucia. Nie wyobraża sobie życia poza Warszawą i kompletnie nie rozumie swoich braci, którzy twierdzą, że prawdziwe życie istnieje tylko na Zachodzie.
---
dzień dobry!
Amelia zaprasza na wątki i wszelkie powiązania!
Winona Ryder na górze :)
[ Wątek musi być !]
OdpowiedzUsuńMarcelina
[ Hmm...skoro Amelia to taka spoko babka to będą się ze sobą zadawać? Może Am chodziła do tego samego liceum co teraz chodzi Marcela? i dlatego się znają i są po prostu dobrymi koleżankami ]
OdpowiedzUsuńMarcelina
[ Zapomniałam napisać, że bardzo serdecznie witam i cieszę się, że ktoś się tym blogiem zainteresował. :>]
OdpowiedzUsuńDlaczego Marcelina się spóźniła? Bo oczywiście po szkole poszła do Maćka a on jak zwykle nie był zadowolony, że poszła się z kimś spotkać. W końcu nie wiadomo co będzie robić i inne bzdety. Nawet ją oznaczył robiąc jej wielką malinkę na szyi, którą teraz będzie musiała ukrywać przed rodzicami.
Szła dość szybkim krokiem w swoich kozaczkach z pewex'u, które stukały o kamienną strukturę dróżki. Gdy zobaczyła siedzącą przyjaciółkę na ławce uśmiechnęła się do niej. Jej dzwony falowały przy każdym jej kroku.
Usiadła koło niej i uśmiechnęła się do niej pokazując rządek białych ząbków:
- Przepraszam, ale coś mi wypadło. - powiedziała poprawiając swój szalik. - Jasne. - sięgnęła swoją smukłą i małą rączką po cukierka. Odwinęła go z papierka i wsadziła do buzi.
Marcelina
[ Bardzo się cieszę, i mam nadzieję, że pojawi się więcej autorów :>]
OdpowiedzUsuńZaśmiała się słysząc jej słowa na temat wypadania różnych spraw i dała jej lekkiego kuksańca w bok.
- Hm..no dobra ktoś mi wypadł. Byłam u takiego Maćka..no i troszeczkę czas nam szybko zleciał,a bardziej po prostu nie chciał mnie wypuścić z domu. - odparła rozbawiona.
Tak kiedyś i nasza Marcelina wzdychała na widok naszego Maćka. A teraz? Była jego własnością. Robiła wszystko tylko żeby nie był zły. Chociaż ostatnio kłócili się dość często. To o kościół, do którego chodziła czy też o to, że patrzył na tą Majkę od niego z pubu jakby miał ją zaraz rozebrać wzrokiem, i to Marcelkę nieźle wkurzało. Ale żadna miłość nie była idealna, prawda?
Marcelina
Zaśmiała się znów widząc te wszystkie jej reakcje na temat Maćka i tego jak ma więcej o nim mówić. Ah no i nie zapomnijmy o tym jej teatralnym fochu.
OdpowiedzUsuń- Hm.. co by tu Ci powiedzieć. Więc od jakiegoś czasu spotykam się z owym Maćkiem. Lubimy się. Jest starszy ode mnie. Ma własne mieszkanie. Jest prawdziwym mężczyzną. Zarabia na życie i jest dość bogaty.
Mówiła bardzo spokojnie, nie chciała powiedzieć o nim nic złego. A widziała, że jej przyjaciółka wręcz chłonie każde jej słowo z wielkimi oczyma przepełnionymi ciekawością.
- Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - zapytała rozbawiona jej miną.
Marcelina
Przecież nie powie jej, że dziesięć lat. Bo zapewne wywaliłaby na nią te jej piękne oczęta. Dlatego odpowiedziała spokojnie na jej pytanie:
OdpowiedzUsuń- Niedużo. Spokojnie, nie ma pomiędzy nami aż takiej różnicy wieku. - dodała szybko gdy ta wspomniała o ślubie dyrektor. Pomiędzy tamtą dwójką było ponad dwadzieścia lat różnicy, a to jest dziwniejsze niż dziesięć, prawda?
- O proszę...- powiedziała gdy ta wspomniała o kobiecie w ciąży. W końcu to było normalne, że kobiety zachodziły w ciąże. Jedyną nadzieją Marceliny było nie wpaść. Z Maćkiem bardzo uważali na to, przynajmniej jak byli trzeźwi.
- W pubie. - odparła krótko. Nie musi wiedzieć, że tan cały pub jest jego.
Marcelina
- Tak, jak tam jestem spotykam wielu ludzi..- stwierdziła bardzo spokojnie, chociaż czuła jak powoli stresuję ją ta rozmowa. Tak spotykała bardzo dużo ludzi, zazwyczaj ćpunów lub alkoholików, albo facetów, którzy chcieli po prostu skorzystać z usług dziwek.
OdpowiedzUsuń- Na pewno kiedyś się poznacie. - uśmiechnęła się lekko do niej. Ona poprzestała na jednym cukierku, jak na razie nie miała na więcej ochoty.
- A co do koncertu to oczywiście, że wpadnę. Kto wie, może zabiorę Maćka ze sobą wtedy.
Marcelina
Słysząc wzmiankę o Marcinie zabawnie poruszyła brwiami. Co jak co ale ona wiedziała, że nasza kochana Amelia była beznadziejnie zakochana w owym panie.
OdpowiedzUsuń- Ohohohoh, ktoś tu nam odpływa. Halo ziemia do Amelii ! - powiedziała machając jej przed twarzą dłonią.
Sama wiedziała jak to jest zakochać się. Nie było cudowniejszego uczucia, chociaż miłość lubiła nam czasem dawać jednego wielkiego i mocnego kopa w tyłek. Wyjęła z płaszczyka paczkę fajek i odpaliła jedną.
Marcelina
Zaciągnęła się dymem papierosowym, który lekko gryzł ją przez to, że miała lekko chore gardło. Przyglądała się jej bo musiała przyznać, że się za nią stęskniła. Wypuściła obłok szarego dymu i powiedziała po chwili:
OdpowiedzUsuń- Mogę znów udawać w weekend, że idę do Ciebie spać? - spytała prosto z mostu. Na ustach miała znaczący uśmiech.
Co jak co ale rodzice nie pozwolili by jej pójść spać do chłopaka, który jest od niej dziesięć lat starszy. Pal licho ten wiek, chodzi tu o jego płeć. Bo przecież ona jest dobrze wychowana i powinna z kimś współżyć po ślubie, troszeczkę za późno..
Marcelina
Uśmiechnęła się szeroko ukazując rządek tych swoich białych ząbków. Nawet Amelia nie zdawała sobie sprawy jaka szczęśliwa w tym momencie była Marcelina. Sama nie lubiła kłamać ale nie było innego wyjścia, jeśli chciała spotykać się z Maćkiem.
OdpowiedzUsuń- No i tak ma być. Zero protestów. - powiedziała zabawnie poruszając brwiami.
- Pamiętaj, że jestem winna Ci przysługę, a nawet i miliard przysług.
[ Jak masz jakiegoś znajomego to namawiaj go do dołączenia. Trzeba rozkręcić bloga, a jak na razie to wszystko stoi w miejscu.]
Marcelina
[ No i tak ma być :D Bo kurde ludzi brak, od razu zachęcam do przyjęcia Krzyśka z wolnych xd]
OdpowiedzUsuńKiedy powiedziała, że jest jej przyjaciółką zrobiło jej się naprawdę miło. Poczuła to przyjemne ciepło w żołądku, które oznaczało, że kamień spadł jej z serca.
- Wiesz z tymi bankami to tak góra raz w tygodniu, ale ostatnio ograniczamy ! - powiedziała niby to poważnie. Ale oczywiście wiadome było, że tego nie robią.
W sumie nie wiadomo jakby Amelia zareagowała dowiadując się, że jej przyjaciółka ćpa (dożylnie!) ze swoim chłopakiem, piję hektolitry alkoholu i uprawia seks na potęgę. Sama nie była z tego dumna, ale tak to już było jeśli chciało się być z kimś takim jak Maciek.
Marcelina
(jakiś wątek z aleksem?)
OdpowiedzUsuń- Oj tam daj spokój. - powiedziała zabawnie poruszając brwiami. - I tak mało kochana wiesz. W sumie mogłabym powiedzieć Ci więcej ale lepiej żebyś sobie po prostu spokojnie spała.
OdpowiedzUsuńA kiedy wspomniała o spodniach uśmiechnęła się szeroko. Co jak co ale troszeczkę się jej schudło i wszystkie spodnie jakie przysyłała jej ciocia były lekko za szerokie. A, że jej mama uważała, że jest wystarczająco dorosła by je sama zwężać dawała je do mamy Amelii, by potem dać jej kilka złotych za to. W końcu od niej brała grosze po znajomości, ale Marcelina nigdy jej nie żałowała.
- Ooo to świetnie ! Będę musiała tam do Was po nie wpaść.
Marcelina
- Może jak będę ' u Ciebie spać' to je wezmę. - powiedziała z tym swoim uśmieszkiem.
OdpowiedzUsuńSłysząc o wyjeździe w góry kiwnęła lekko głową. Tak Amelia gadała o tym średnio raz w tygodniu. Jak widać była tym wszystkim bardzo podekscytowana.
- Boże chyba co drugi mieszkaniec naszego kraju jest coś winny Twojej cioci. - odparła lekko rozbawiona.
- Tak, myślę, że uda nam się coś załatwić. Kto wie może pojechalibyśmy jeszcze w trakcie ferii zimowych?
Marcelina.