poniedziałek, 4 lutego 2013

I wiosna przyniosła mi okropny śmiech idioty.

dr Adam Judyn
siódmy lipiec czterdzieści dziewięćtrzydzieści jeden lat na karkuWarszawiak z krwi i kości



Czy dobry Bóg nas stworzył? Czy dobry Bóg nas zniszczył? ♣  chciałbym się jeszcze powłóczyć z tobą ♣ zobaczyć razem niebo po burzy ♣ twarz moją widzę, twarz przekleństwa ♣  nierozdrapane ściany, nieposzarpane łóżko, nierozwalony pięścią ♣ ach dzisiaj już kochany mąż ♣ daleki i pijany mąż ♣ nieraz bezczynnie w parku siedzę, staram się sobie odpowiedzieć; jakie motywy miałeś Jezu, żeby tak skończyć?! ♣ od rynsztoka do ściany zygzakami się toczyć ♣  ranyjulek! swobodny, bezpański, jak pies! ♣ podnieś łeb, gwiazdy łykać i na nogach się chwiać! ♣ ale zegar nigdy nie wybije godziny samego tylko bólu ♣ bo ja chciałem być kimś, bo ja byłem Żyd, a jak Żyd nie był kimś to ten Żyd był nikt ♣ może stąd dla świata tyle z nas pożytku, że bankierom i skrzypkom nie mówią: ty Żydku! ♣ JA- to ktoś inny ♣ Jedyną myślą nie do zniesienia jest to, że znieść można wszystko. 

Pewnego wieczoru wziąłem na kolana Piękno. – I przekonałem się, że jest gorzkie.

Do kogo masz się modlić doktorze Judynie? Kiedy cały świat ucieka ci spod stóp. Czy to dlatego, że jesteś furiatem, czy dlatego, że wypijasz za dużo alkoholu? Czy to dlatego, że twoja żona nie może już dzielić z tobą twojej chorej wizji życia? Przyszedłeś na świat niedługo po wojnie, w stolicy, z której jeszcze kilka lat temu nie ostał się kamień na kamieniu. Twoja matka, znana pani doktor i jakiś tam ojciec. Nie pamiętasz jego twarzy, choć ktoś kiedyś powiedział, że jesteście do siebie podobni.

Do kogo masz się modlić doktorze Judynie? Bękarcie losu z grymasem przyklejonym do twarzy. Złowrogim spojrzeniem przeszywasz swoich pacjentów Nie wiesz, co to bieda, mama dała ci wszystko, od nazwiska, aż po elementarne zasady savoir-vivre. Zabawne, bo akurat ty nie znasz sztuki życia, nie masz bladego pojęcia na temat egzystencji. 

Ile miałeś lat, gdy ostatni raz widziałeś ojca? Siedem? Ktoś powiedział ci, że odszedł, bo w tym kraju był niemile widziany. Zamieszkałeś z babcią, która sznurowała usta, bo całe życie drżała o bezpieczeństwo swojej rodziny. Matkę widziałeś od święta, przynosiła ci prezenty i pozwalała bawić się stetoskopem. 

Chciałeś iść na akademię sztuk pięknych, ale kazała ci wybrać medycynę. Zgodziłeś się, życia nie można przegrać dwa razy. Zresztą wtedy byłeś jeszcze pogodnym chłopakiem, wieczorami szlajałeś się z przyjaciółmi, ludźmi takimi jak ty, wykształciuchami. Wszyscy burżuje świnie są, czyż nie tak śpiewał Brel?

Dostałeś dyplom, babcia umarła, zostałeś w pustym domu, nie zadawałeś pytań, chodziłeś do pracy, wracałeś. Pewnego dnia na twój telefon zadzwoniła zrozpaczona kobieta, do słuchawki powiedziała, że ktoś jej ciebie polecił, nie wiesz dlaczego. Po latach przekonujesz siebie, że tak musiało być, tak chciał los. Wsiadłeś w pociąg na dworcu Wileńskim i zobaczyłeś tam kobietę tak piękną, że piękniejszej nie widziałeś przez całe swoje dwudziestoparoletnie życie.  Wysiadła na tej samej, parszywej stacji w podwarszawskim Wołominie. Zapytałeś ją o ulicę, mieszkała blisko, szliście razem tym szpetnym wydeptanym chodnikiem. 

Dziś nosi twoje nazwisko i nie jeździ już zapchlonymi pociągami. Pracujecie w jednym szpitalu, czasem jecie wspólnie kolację, kładziecie się spać. Ale coś poszło nie tak. Nawet nie wiesz co. Los nie chciał być dla ciebie dużej łaskawy, a może zabrakło odrobiny wiary? Straciłeś sens pewnego poranka, wybiegając z tramwaju. Spieszyłeś się, myślałeś tylko o tym, że w torbie masz ważną dokumentację, że Aśka nie wie, co zrobić na obiad. 

Z lekarza stałeś się pacjentem. Kierowca, który potrącił cię na przejściu dla pieszych, był bardziej przerażony od ciebie. Przez pierwsze dni karmiłeś się bólem, żałość rozlewała się po twoich trzewiach, a ty bezradnie patrzyłeś na to, jak psujesz swoje własne życie. Wciąż nie zadawałeś pytań. Kolega po fachu, mężczyzna w białym kitlu przyszedł do ciebie pewnego wieczora i kręcił głową. Nie pamiętasz jego słów, przed oczyma masz tylko ten gest. 

Ze szpitala odebrała cię Joanna. Powiedziała, że nic się nie stało, ale to było kłamstwo, nie wiedziałeś czy chcesz wracać do pracy, nie wiedziałeś czy możesz. Twoja prawa noga wciąż odmawia ci posłuszeństwa. A ty boisz się ludzkich spojrzeń. Krzyczą: lekarzu, ulecz się sam! Więc podpierasz się mocniej na kuli, a w domu nalewasz sobie kieliszek wódki, dwa, ewentualnie pięć. Wszystko w imię nieznośnej lekkości bytu.

To już trwa kilka lat i z każdym rokiem jesteś coraz bardziej wyjałowiony. Pracujesz za dwóch, żeby nikt nie powiedział ci, że się nie nadajesz, że jesteś gorszy niż byłeś. Uciekasz w siebie, w swoją rozpacz, w swój ból. Nie dzielisz się nim z żoną, bo boisz się odrzucenia, zazdrośnie patrzysz na młodych lekarzy, którzy się w okół niej kręcą. 

Do kogo masz się modlić doktorze Judynie? Czy jest jakiś Bóg dla kulawych doktorów? Dla nieszczęsnych wykształciuchów. Twój ojciec wierzył w Jahwe, dowiedziałeś się o tym przez przypadek i od tego czasu wstydzisz się swojej żałosnej egzystencji jeszcze bardziej, jakbyś komuś zrobił przez to krzywdę.

Do kogo masz się modlić doktorze Judynie? Do kogo modlić się w tym kraju, w co wierzyć, gdy nie wierzy się nawet w siebie samego?



dzień dobry. dżoju. wita z Judynem. 
Judyn nie gryzie, nie bije i lubi powiązania i wątki.


32 komentarze:

  1. [ Witam. Kartę czytałam jak jeszcze była w wersjach roboczych i cały czas śledziłam jak ją piszesz. Dlatego proszę Cię powiedz, że masz jakiś pomysł na wątek lub powiązanie ! <3]

    Marcla

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Jeszcze o tym nie myślałam, więc mogą mieszkać po sąsiedzku jeśli chcesz.]

    Marcelina

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Zapomniałam napisać, że loffciam cię za teksty końca świata w notce :D Kurczę dom to nie za bardzo bo gdzie zwykła dziennikarka i elektryk mogliby mieć dom.]

    Marcelina

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Hm..nie ma sprawy.Powiązanie mamy. A teraz jakiś pomysł na wątek i ja jutro bardzo chętnie zacznę. A co do końca świata to uwielbiam. Oranżada to świetna piosenka <3 ale oczywiście dziewczyna z naprzeciwka czy też nawet serce w paryżu (oczywiście mowa o tych bardziej znanych) są cudowne. ]

    Marcelina

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jakiś pomysł na wątek z Aleksem?]

    OdpowiedzUsuń
  6. Bez większego zaangażowania grała kolejne nuty Inwencji Bacha, spojrzała gdzieś przed siebie i nagle oderwała dłonie od klawiatury fortepianu. Odwróciła wzrok w kierunku Adama
    - Jakoś tak po prostu nie mam ochoty na Bacha... Wiesz, że nigdy go nie lubiłam? Był zbyt przewidywalny. - zauważyła przejeżdżając delikatnie palcami po białych klawiszach - Nie lubię jak coś jest zbyt przewidywalne... - mruknęła po chwili zastanowienia.

    OdpowiedzUsuń
  7. - No ale po co? - odwróciła się w jego stronę i lekko przekrzywiła głowę - Chciałbyś wiedzieć co będzie jutro? A co jeśli przyszłość ci się nie spodoba i będziesz musiał żyć z myślą, że nie możesz jej zmienić? Wole nie wiedzieć co czeka mnie za rogiem - odparła odgarniając włosy - Nawet w pracy... Lubie tą adrenalinę, mimo tego że niktórym nie udaje się pomóc: nie chciałabym zawsze być jeden krok z przodu. Nie chciałabym być 'Bachem'.

    OdpowiedzUsuń
  8. - To ryzyko wpisane w zawód, nic więcej - wzruszyła ramionami i podrapała za uchem psa, który położył wielką głowę na jej kolanach. Czarny 'wodołaz' zajmował pół mieszkania i całe małżeńskie łózko, ale jakoś nie umieli go tego oduczyć. Zresztą, był taki uroczy, że ciężko uchodzło mu płazem. - Nie ma co gdybać nad tym co czują rodziny ani nad tym, co zrobiliśbyśmy gdybyśmy mieli szansę cofnąć czas. Ja bym nie chciała go cofać, nie żałuje niczego co zrobiłam w życiu. Proste. - dodała z uśmiechem

    OdpowiedzUsuń
  9. - Słucham? - spojrzała na niego niepewnie i przestała głaskać psa wbijając wzrok w Adama - Dlaczego tak mówisz? Niby dlaczego miałabym cie zostawić? Nie jesteś 70latkiem, któremu muszę podawać leki i z którym nigdzie nie mogę wyjśc bo pchanie wózka inwalidzkiego to ciężka robota. Nie mam zamiaru cię zostawiać, bo nie po to brałam z tobą ślub, żeby się rozwodzić. - zauważyła nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza ta rozmowa.

    OdpowiedzUsuń
  10. - Adam, na Boga, przestań... Naucz się w końcu cieszyć tym co masz, bo niektórzy oddaliby za to wszystko. - westcnęła pod nosem rzucając psu piłkę. W efekcie, wielka futrzana kula prawie zabiła się o ścianę, ale zwycięsko powróciła z trofeum - Masz stałą pracę, mieszkanie, perspektywy na przyszłość. Masz wielkiego psa... No i masz mnie. Czego chcesz więcej od życia, co? Nie uważasz, że nie można wymagać zbyt wiele bo można stracić to wszystko co się do tej pory dostało?

    OdpowiedzUsuń
  11. - Adaś, jakbym była z toba nieszczęśliwa, to gwarantuje ci, że byłbyś pierwszym który by się o tym dowiedział. I prosze cie, nie dopowiadaj sobie niestworzonych historii i nie próbuj mi wmawiać, że kiedyś cię zostawie, bo to się nigdy nie stanie, rozumiesz? - zapytała siadając mu na kolanach - I rozchmurz się - dodała po chwili z lekkim uśmiechem - Jest niedziela, masz jutro wolny dzień, ciesz się z tego że nie będziesz musiał siedzieć w szpitalu.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Jasne, że tak! - uśmiechnęła się wesoło a pies zamerdał wesoło ogonem przeczuwając zbliżające się wyjście - Możemy wyjść nawet na taki dłuższy spacer, to nie będzie trzeba wyprowadzać psa przed samym spaniem. niech się wygania, trochę mi go szkoda jak musi siedzieć całe dnie sam w czterech ścianach. Chybap owinniśmy zatrudnić kogoś kto będzie mu towarzyszył - dodała z lekkim uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Adaś, ale ty sie nie rozkręcaj... Mieliśmy iść - powiedzała ze śmiechem odsuwając się od mężczyzny na kilka kroków - Może jakieś dzicko sąsiadów będzie chcało dorobić do kieszonkowego? Wiesz, da sie mu parę złotych to przynajmniej wyjdze z nim jak będziemy w pracy... - spojrzała rozbawiona na kudłatego wielkoluda, który właśnie przyniósł w pysku swoją smycz - Widzisz? Sądze, że mu się to podoba...

    OdpowiedzUsuń
  14. - To poczekam z nim na zewnątrz bo zaraz mi tu wybucnie z radości... - chwycła swoją kurtkę i wyszła na korytarz. Pies z radości przeskakiwał kilka stopni na raz a będąc przed kamienicą zatrzymał się w miejscu oczekując na Adama. - Widzisz? Czekał na ciebie grzecznie i powiedział mi, że nigdze sie nie ruszy dopóki nie przyjdziesz - odparła z rozbawieniem kiedy z klatki wyszedł Adam. - Idziemy do parku?

    OdpowiedzUsuń
  15. - Ugotuje się jak jeszcze coś na siebie założe - przyznała. Aśka nigdy nie należała do zmarzluchów, a prz takiej pogodzie jaka aktualnie panowała w Warszawie czuła się najlepiej - Musze zadzwonić do Gośki, dawno się nie widziałyśmy... I tak sobie pomyślałam, że może wpadłaby jutro do nas na kawę? Hm? - spojrzała na męża. Gośka była jej koleżanką jeszcze z czasów podstawówki. Razem się wychowywały, razem poszły do liceum. Aśka została nawet matką chrzestną jej syna - Chyba że masz inne plany...

    OdpowiedzUsuń
  16. - Adaś spokojnie... - zaśmiała się a pies przystanął na chwilę w miejscu - Gośka nie będzie miała nic przeciwko jak zaprosimy ją tutaj, zresztą... tutaj ma nawet bliżej a tłuc się z trzylatkiem autobusem... No nie wiem czy nie będzie jej łatwiej. - zastanowiła się zabawnie marszcząc nosek - Ano jestem chrzestną, jestem. Zapytam Tomaszewskiej czy nie ma jakiś zabawek dla dzieci, wiesz jej mąż jeździ za granicę i przywozi często takie różne bzdurki, a ona to potem sprzedaje, to kto wie moze znajdę coś dla małego... Co myślisz?

    OdpowiedzUsuń
  17. - Zgubić takie bydle? - zaśmiała się i pokręciła głową - Oj Adam, Adam... Czy ty mnie w ogóle czasem słuchasz? - zapytała ze śmiechem i rzuciła psu patyk - Przecież Gośka nie ma żadnego męża... Opowiadałam ci o tym... Poznała jakiegoś chłopaka na prywatce, zakochała się... Ale miłość potrwała niewiele ponad miesiąc a później 'ukochany' rozpłynął się w powietrzu. No i okazało się, że Gośka jest w ciąży więc musiała sama zająć się dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń
  18. - Jej rodzice zmarli jak była jeszcze dzieckiem. Wychowywała ją ciotka, ale trochę się wkurzyła jak się okazało, ze Gośka cohdzi z brzuchem. No i wiem, że wysyła jej jakieś tam pieniądze, ale nie bardzo chce jej pomagać. Ale Gośka daje sobie radę. Mieszka w fajnej kamienicy, takiej trochę 'komunie' bo zostawia Franka sąsiadom jak wychodzi do pracy i nikt nie ma jej tego za złe, więc wiesz... Radzi sobie dziewczyna.

    OdpowiedzUsuń
  19. - A tam, zawsze to jakiś sport, prawda? - zapytała z uśmiechem i rzuciła psu patyka - Myślę, że gdybysmy zaprosili ją na obiad, nie miałaby nic przeciwko, ba! Nawet by się ucieszła bo nie widziałyśmy się chyba wieki.. Znaczy wpadłyśmy ostatnio na siebie na mieście, ale obie śpieszyłyśmy się do pracy, więc zamieniłyśmy ze sobą dosłownie parę zdań.

    OdpowiedzUsuń
  20. - O jejku.. Strasznie dawno temu... - zamyśłiła się chwilę - Przyznam, że chyba ostatni raz w liceum. Jeszcze z Gośką. Koło naszego bloku był plac zabaw. Znaczy wiesz, dwa trzepaki, metalowa karuzela i huśtawki, ale zawsze były oblegane przez młodsze dzieciaki, więc nie bardzo miałyśmy okazje. Za to jak już w końc nam sie udało to nie schodzłyśmy przez kilka godzin - zaśmiała sie wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Idziemy! - odparła ze śmiechem. Pies złapał w pysk swój patyk i grzecznie ruszył za nimi. Może i był wielkim bydlęciem i połowa sąsiadów dostawała zawału na jego widok, ale miał usposobienie naćpanego baranka, więc nawet muchy by nie skrzywdził. No i był tak wielkim tchórzem, że wystarcył mały grzmot na zewnatrz i chował się w łazience. Idealny przykłd dla powiedzenia: nie taki zły jak go malują.

    OdpowiedzUsuń
  22. - A może... Pojedziemy niedługo do moich rodziców? Pewnie się stęksnili i chętnie by nas zobaczyli.. Albo zaprośmy ich tutaj. Przecież mogą sobie pomieszkać parę dni na Saskiej Kępie, co nie? Pozwiedzali by Warszawę, tak na spokojnie - usiadła na jednej z huśtawek i powoli zaczęła się huśtać - Zawsze jak przyjeżdżają to tak na chwilę, że nawet nie wiem czy oni kiedykolwiek zwiedzali Warszawę.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Niby dwadzieśca minut, ale wiesz jak to jest... Jechać w jedną stronę, zobaczyć tylko kilka rzyczy i wracać? Mi by się nie chciało, a ta to zostaną chociaż na weekend. Dobrze im to zrobi. Bo tam naprawdę nie ma c robić, szczególnie o takiej porze roku. A siedzą w domu i się nudzą, więc przynajmniej zrobiliby coś pożytecznego - odparła z uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  24. - Tak, tak... Wiem. mam nie robić piętnastu rzeczy n araz bo żadnej z nich nie skończe dobrze. - powtórzyla często słyszane słowa. Aśka miała to do siebie że zaczynała kilak spraw i niewiele z nich kóńczyła. Zresztą, wiele rzeczy szybko jej się nudziło i wtedy nie mogła znaleźć w sobie wewnętrznej motywacji do ukończenia tego, co zaczęła - Najpierw Gośka, potem rodzice. Zrozumiałam.

    OdpowiedzUsuń
  25. - No jakoś to chyba zniosę - powiedziała z rozbawieniem, a pies zaszzekał wesoło domagajac się należytej mu uwagi. Taka wielka bestia nie mogła być przecież pominięta, ale zarówno Aśka jak i Adam nauczyczyli sie nieco 'ignorować' pupila - No i co się tak denerwuje mordko, co? - zapytała a pies zamerdał ogonem trącając nosem patyk leżący na ziemi - No i co ja z tobą mam?

    OdpowiedzUsuń
  26. - Jakby ludzi sppotykały same miłe i przyjemne rzecy, to nie umieli by ich doceniać, nie sądzisz? W przrodzie musi być zachowana równowaga. Tak po prostu. Skoro jest życie musi być też śmierć, jak jest radość musi być i smutek. Nie wiem czy ktoś tym kieruje czy sami wpływamy na nasz los. wiem tylko, że nie zawsze może być kolorowo... - uśmiechnęła się lekko rzucając psu patyk.

    OdpowiedzUsuń
  27. - Nie wiem czy wierzę, ale chyba lepiej mi ze świadomością, że coś nas po śmierci czeka. No wiesz.. Wolę to niż żyć w przekonaniu że jak umre to zjedzą mnie robaki - wzdrygnęła się na samą myśl o tym co przed chwilą powiedzała - Jeśli ktoś na górze jest, to jestem ustawiona... Przynajmniej w sensie metafizycznym... Tak myślę.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Każdy ma swój sposób na wiarę i na bycie 'dobrym'. Mój ojciec jest dobrym człowiekiem a nigdy w życiu w kościele nie był, nawet na moim chrzcie stał gdzieś daleko bo miał na pieńku z księdzem znaszej parafi. Ale czy to czyni go złym człowiekiem? Czy czyni nim ciebie, skoro nigdy tak naprawdę się nie modliłeś? To nie jest wyznacznik Adam. Wybory twojego ojca nie muszą być twoimi wyborami...

    OdpowiedzUsuń
  29. - A może... Może ten wypadek miał być jakims punktem zwrotnym w twoim zyciu? Może powinieneś spojrzeć na to w ten sposób? Nie jako coś przykrego co cie spotkało, ale jako cos co powinno zmienić twoje zycie raz na zawsze. Zapewne na 'lepsze', tylko musisz znaleźć w tym jakiśpozytywny aspekt. Wiem, że to trudne... A może powinieneś sprobować? - spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  30. - No widzisz? Może ten wypadek po prostu pozwoli ci się rozwinąć jako lekarzowi? Nic nie dzieje się bez przyczny Adaś. Każde nasze wyjście z domu, każdy nasz telefon, każdy uśmiech wpływa na naszą przyszłość. I nie sposób nad tym zapanować, bo jakby nie patrzeć... Byłaby to walka z wiatrakami, wiesz o tym? - uśmiechnęła się lekko.

    OdpowiedzUsuń
  31. - A zrobisz dzisiaj kolację? Bo ty robisz taką dobrą kolacje - powiedziała z uśmiechem. Prawda była taka że miała niesamowitego lenia i nie chciało jej się wymyślać, a Adam mógł zrobić dobry ucznek w imię 'wyższych celów'. - Ja zrobię jutro śniadanie, obiecuje. - dodała szybko licząc że skusi tym swojego męża - Ale dziś to wybitnie nie mam siły...

    OdpowiedzUsuń