czwartek, 7 lutego 2013

To wszystko co dziś możesz mieć...


Joanna Judyn
9 lipca 1956 rok
Wołomin - Warszawa


Świat niczego od ciebie nie potrzebuje, ale ty musisz mu coś dać. Dlatego żyjesz. Jeśli się teraz zabijesz - niczym się nie różnisz od miliardów innych czaszek, które leżą pod ziemią. Jeśli dasz coś światu, nawet coś nietrwałego, wygrasz. 

Jonathan Carroll

Z Aśką nigdy nie było problemu. Zawsze była grzeczną dziewczynką, która grzecznie wykonywała wszystkie polecenia. Grzecznie chodziła do szkoły, grzecznie się uczyła i nie w głowie były jej jakiekolwiek rewolucje. Gdy jej koledzy zastanawiali się jak obalić rządy ona zaczytywała się w kolejnych miłosnych powieściach, gdy oni pili tanie wino na dworcu ona brała prywatne fortepianu i lekcje angielskiego, tak na wypadek gdyby kiedyś udało jej się wyjechać z kraju. Jej świat zawirował kilka dni przed jej osiemnastymi urodzinami, kiedy to wracając do domu spotkała na dworcu mężczyznę jej życia i wydawać by się mogło że bajkowy rozdział w życiu Aśki właśnie się rozpoczął. Rodzice bez problemu zgodzili się na ślub z nieco starszym od niej lekarzem, który przecież mógł zapewnić ich córce wspaniałą przyszłość. Aśka wyniosła się do Warszawy, zaczęła studia pielęgniarskie a w międzyczasie wiodła szczęśliwe życie szczęśliwej żony. A później coś się popsuło. Tak całkiem po prostu, z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Coraz częstsze kłótnie, ostre wymiany zdań na szpitalnym korytarzu, coraz to nowe butelki alkoholu znajdowane w adamowym gabinecie w jednej z warszawskich kamienic. Bajka się skończyła, ale Aśka wiedziała że musi walczyć o małżeństwo, bo w przeciwnym razie wszystko runie jak domek z kart. Problem w tym, że im ona bardziej się starała tym Adam mocniej się od niej odsuwał. I na nic zdawały się groźby i prośby - pewnego dnia obudziła się rano, spojrzała na swojego męża i zrozumiała, że żyją już nie razem a jedynie obok siebie.
Aśka jest urocza, jest dziewczęca do granic możliwości, zawstydza się ładnie i spuszcza oczy zawsze wtedy, kiedy nie wie co powiedzieć; co prawda niezbyt często jej się to zdarza, bo zazwyczaj buzia jej się nie zamyka, ale jeśli już nastanie ta wiekopomna chwila, Aśka naciąga na ręce rękawy kolorowego sweterka i patrzy wszędzie, tylko nie w oczy rozmówcy. Ale nie zawsze jest tak pięknie! Aśka ma charakterek, choć na dobrą sprawę nie wiadomo po kim. Jej rodzice są prawdopodobnie najspokojniejszymi ludźmi na świecie. Ich córka natomiast potrafi tupnąć nogą, głośno krzyknąć i obrazić się na tydzień tylko dlatego że coś nie poszło po jej myśli. Umie przyznać się do błędu, choć nie robi tego zbyt chętnie. Nieszkodliwa, lubi przytulać, potrafi pocieszać i tylko czasem zgubi się w centrum Warszawy, bo kompletnie zatraci się w swoich myślach. Artystyczna dusza z mało artystycznym zawodem! Zapewne gdyby mogła, studiowałaby malarstwo i spełniała na kolejnych wystawach, ale zamiast tego siada przy stary pianinie i spokojnie gra czwartą Inwencję Bacha. Kiedyś nie lubiła bachowskich utworów, dziś modli się o by mieć tak poukładane życie, tak jak idealnie poukładane są nuty w jego ariach, fugach i kontrapunktach.

---
Aś zaprasza! :)

wtorek, 5 lutego 2013

Będziecie mnie pamiętać.

Mówią o mnie w mieście: "Co z niego za typ?
Wciąż chodzi pijany, pewno nie wie co to wstyd
Brudny, niedomytek, w stajni ciągle śpi!
Czego szuka w naszym mieście?
Idź do diabła" - mówią ludzie pełni cnót.


Mikołaj Sawicki
||Sawicki jak zwykle dwója||Za moich czasów to się Niemców wywalało, a nie...||
||Czy ty wiesz co ja tu przeżywałam?|| 
||To się Mariola doczekała. Na szczęście chociaż Andrzejek jest grzeczny||
||Dwadzieścia pięć lat na karku i żadnej roboty. A my tu walczyliśmy by te nieroby miały pracę||
||Panie Zbysiu dzisiejsza młodzież nie ma do nas szacunku ot co||
||Ten bachor mnie w skarpetach puści! I was! Was też!||
||...wtedy uwierz mi, że ten Sawicki nie chciał mnie przeprosić! To skandal||

Kiedyś było fajnie. Miałeś kumpli od kawałka materiału zwanego potocznie piłką, powodzenie u dziewczyn, słabe oceny, awantury trzy razy dziennie, codziennie, zabawę, milicję na karku i tą nieziemską niepewność, czy cię złapią, czy nie. O przyszłości nie myślałeś. Nie było sensu. A później skończyła się szkoła, pojawiła się maryśka, amfa, zupy, złote strzały wśród twojego towarzystwa. Chcesz z tym skończyć. Tyle że nie wiesz jak.

Kiedyś byłeś typem drania, jakby się określiła pani Alina. Wszędzie było cię pełno, nie miałeś szacunku do starszych, byłeś...po prostu sobą, z wariackim uśmiechem i głową pełną pomysłów. Teraz stałeś się cieniem samego siebie, snującym się po ulicach Warszawy z puszką piwa i strzykawką w kieszeni.

Kiedyś byłeś chłopakiem o lśniących zielonych oczach, włosach postawionymi na tani żel, z wiecznym uśmiechem na twarzy i znoszonymi ubraniami. Teraz twoje oczy przestały lśnić, włosy oklapły a z ubrań zostało parę szmat.

Kiedyś myślałeś, że twoje życie będzie wyglądało jak sobie zaplanowałeś jeszcze w ósmej klasie, że znajdziesz dziewczynę, skończysz chociaż technikum i zaczniesz pracować. Tymczasem nic ci się nie udało. Nic.


Dobry :). Karta tragicznie krótka, pełna błędów wiem, wiem, wiem, nie miałam już czasu na pisanie od nowa :<. Powiązania i wącisze jak najbardziej moge wymyślać lub zaczynać mi obojętnie. Cytat na początku z Whisky Dżemu. Enjoy :D
 

 

poniedziałek, 4 lutego 2013

I wiosna przyniosła mi okropny śmiech idioty.

dr Adam Judyn
siódmy lipiec czterdzieści dziewięćtrzydzieści jeden lat na karkuWarszawiak z krwi i kości



Czy dobry Bóg nas stworzył? Czy dobry Bóg nas zniszczył? ♣  chciałbym się jeszcze powłóczyć z tobą ♣ zobaczyć razem niebo po burzy ♣ twarz moją widzę, twarz przekleństwa ♣  nierozdrapane ściany, nieposzarpane łóżko, nierozwalony pięścią ♣ ach dzisiaj już kochany mąż ♣ daleki i pijany mąż ♣ nieraz bezczynnie w parku siedzę, staram się sobie odpowiedzieć; jakie motywy miałeś Jezu, żeby tak skończyć?! ♣ od rynsztoka do ściany zygzakami się toczyć ♣  ranyjulek! swobodny, bezpański, jak pies! ♣ podnieś łeb, gwiazdy łykać i na nogach się chwiać! ♣ ale zegar nigdy nie wybije godziny samego tylko bólu ♣ bo ja chciałem być kimś, bo ja byłem Żyd, a jak Żyd nie był kimś to ten Żyd był nikt ♣ może stąd dla świata tyle z nas pożytku, że bankierom i skrzypkom nie mówią: ty Żydku! ♣ JA- to ktoś inny ♣ Jedyną myślą nie do zniesienia jest to, że znieść można wszystko. 

Pewnego wieczoru wziąłem na kolana Piękno. – I przekonałem się, że jest gorzkie.

Do kogo masz się modlić doktorze Judynie? Kiedy cały świat ucieka ci spod stóp. Czy to dlatego, że jesteś furiatem, czy dlatego, że wypijasz za dużo alkoholu? Czy to dlatego, że twoja żona nie może już dzielić z tobą twojej chorej wizji życia? Przyszedłeś na świat niedługo po wojnie, w stolicy, z której jeszcze kilka lat temu nie ostał się kamień na kamieniu. Twoja matka, znana pani doktor i jakiś tam ojciec. Nie pamiętasz jego twarzy, choć ktoś kiedyś powiedział, że jesteście do siebie podobni.

Do kogo masz się modlić doktorze Judynie? Bękarcie losu z grymasem przyklejonym do twarzy. Złowrogim spojrzeniem przeszywasz swoich pacjentów Nie wiesz, co to bieda, mama dała ci wszystko, od nazwiska, aż po elementarne zasady savoir-vivre. Zabawne, bo akurat ty nie znasz sztuki życia, nie masz bladego pojęcia na temat egzystencji. 

Ile miałeś lat, gdy ostatni raz widziałeś ojca? Siedem? Ktoś powiedział ci, że odszedł, bo w tym kraju był niemile widziany. Zamieszkałeś z babcią, która sznurowała usta, bo całe życie drżała o bezpieczeństwo swojej rodziny. Matkę widziałeś od święta, przynosiła ci prezenty i pozwalała bawić się stetoskopem. 

Chciałeś iść na akademię sztuk pięknych, ale kazała ci wybrać medycynę. Zgodziłeś się, życia nie można przegrać dwa razy. Zresztą wtedy byłeś jeszcze pogodnym chłopakiem, wieczorami szlajałeś się z przyjaciółmi, ludźmi takimi jak ty, wykształciuchami. Wszyscy burżuje świnie są, czyż nie tak śpiewał Brel?

Dostałeś dyplom, babcia umarła, zostałeś w pustym domu, nie zadawałeś pytań, chodziłeś do pracy, wracałeś. Pewnego dnia na twój telefon zadzwoniła zrozpaczona kobieta, do słuchawki powiedziała, że ktoś jej ciebie polecił, nie wiesz dlaczego. Po latach przekonujesz siebie, że tak musiało być, tak chciał los. Wsiadłeś w pociąg na dworcu Wileńskim i zobaczyłeś tam kobietę tak piękną, że piękniejszej nie widziałeś przez całe swoje dwudziestoparoletnie życie.  Wysiadła na tej samej, parszywej stacji w podwarszawskim Wołominie. Zapytałeś ją o ulicę, mieszkała blisko, szliście razem tym szpetnym wydeptanym chodnikiem. 

Dziś nosi twoje nazwisko i nie jeździ już zapchlonymi pociągami. Pracujecie w jednym szpitalu, czasem jecie wspólnie kolację, kładziecie się spać. Ale coś poszło nie tak. Nawet nie wiesz co. Los nie chciał być dla ciebie dużej łaskawy, a może zabrakło odrobiny wiary? Straciłeś sens pewnego poranka, wybiegając z tramwaju. Spieszyłeś się, myślałeś tylko o tym, że w torbie masz ważną dokumentację, że Aśka nie wie, co zrobić na obiad. 

Z lekarza stałeś się pacjentem. Kierowca, który potrącił cię na przejściu dla pieszych, był bardziej przerażony od ciebie. Przez pierwsze dni karmiłeś się bólem, żałość rozlewała się po twoich trzewiach, a ty bezradnie patrzyłeś na to, jak psujesz swoje własne życie. Wciąż nie zadawałeś pytań. Kolega po fachu, mężczyzna w białym kitlu przyszedł do ciebie pewnego wieczora i kręcił głową. Nie pamiętasz jego słów, przed oczyma masz tylko ten gest. 

Ze szpitala odebrała cię Joanna. Powiedziała, że nic się nie stało, ale to było kłamstwo, nie wiedziałeś czy chcesz wracać do pracy, nie wiedziałeś czy możesz. Twoja prawa noga wciąż odmawia ci posłuszeństwa. A ty boisz się ludzkich spojrzeń. Krzyczą: lekarzu, ulecz się sam! Więc podpierasz się mocniej na kuli, a w domu nalewasz sobie kieliszek wódki, dwa, ewentualnie pięć. Wszystko w imię nieznośnej lekkości bytu.

To już trwa kilka lat i z każdym rokiem jesteś coraz bardziej wyjałowiony. Pracujesz za dwóch, żeby nikt nie powiedział ci, że się nie nadajesz, że jesteś gorszy niż byłeś. Uciekasz w siebie, w swoją rozpacz, w swój ból. Nie dzielisz się nim z żoną, bo boisz się odrzucenia, zazdrośnie patrzysz na młodych lekarzy, którzy się w okół niej kręcą. 

Do kogo masz się modlić doktorze Judynie? Czy jest jakiś Bóg dla kulawych doktorów? Dla nieszczęsnych wykształciuchów. Twój ojciec wierzył w Jahwe, dowiedziałeś się o tym przez przypadek i od tego czasu wstydzisz się swojej żałosnej egzystencji jeszcze bardziej, jakbyś komuś zrobił przez to krzywdę.

Do kogo masz się modlić doktorze Judynie? Do kogo modlić się w tym kraju, w co wierzyć, gdy nie wierzy się nawet w siebie samego?



dzień dobry. dżoju. wita z Judynem. 
Judyn nie gryzie, nie bije i lubi powiązania i wątki.


'... Kto z przyjaciół pamięta ile razy Was przegrałem...'



Imię i nazwisko:
Aleksander 'Aleks' Milanowski

Data i miejsce urodzenia:
30 listopada 1961 rok; Warszawa

Pseudonim:
Milan

Orientacja:
Biseksualny




Charakter:
Rozbrykany, tajemniczy, irytujący. Odważny (chociaż niektórzy twierdzą, że jest szalony) ryzykant. Strasznie leniwy, uparty i pyskaty. Czasami mówi prawdę, a czasami kłamie prosto w oczy. Buntownik z wyboru (albo i też nie). Buntuje się przeciwko wszystkim ustalonym normom, zakazom i nakazom (w końcu są one po to, aby je łamać). Małomówny samotnik, który unika towarzystwa (chociaż czasami i takowym nie pogardzi). Kłótliwy psotnik. Cierpliwy, jednak jest obojętny na to co się wokół niego dzieje. Bystry i błyskotliwy. Skłonny do bójek i bijatyk (alkoholowe imprezy, także często odwiedza). Sprytny, często ironizuje (więc ironia i sarkazm, nie są mu obce). Urodzony improwizator (można by rzec, że jego całe życie to czysta improwizorka). Klnie jak szewc, ale jemu to nie przeszkadza. Uważa, że każdy wyraża emocje na swój sposób.


Wygląd:
180 centymetrów wzrostu. Waży 76 kilogramów.
Owalna twarz, na której łatwo dostrzec parę zielonych oczu, zgrabny nos i kuszące wargi. Jego naturalny kolor włosów to brąz. Dosyć silny i w miarę dobrze zbudowany.
Ubiera się różnie. Raz elegancko, na przykład w garnitur dobrej marki, innym razem w skórzaną kurtkę, a jeszcze innym wprost luzacko (przyduża koszulka z nadrukiem ulubionego zespołu rockowego, bluza itp.). Jedno jest niezmienne… cały komplet uzupełniają czarne lub niebieskie jeansy. Na nogach nosi ciężkie obuwie typu glany (czuje się wtedy pewniej).


Historia:
Urodziłem się gdzieś tam, kiedyś tam, w jakiejś tam rodzinie. Nie mam rodzeństwa. Moja rodzina nigdy nie była normalna. Mama była szychą w jakimś liceum, a ojciec działaczem partyjnym- zatwardziałym komunistą. Dziadków miałem całkiem dobrych. Wpoili mi to i tamto. Lubiłem jeździć co roku do nich na wakacje na wieś. Lubiłem tam spędzać święta, których mój ojciec wystrzegał się jak tylko mógł.

Ogólnie w domu było dobrze, dopóki nie poruszano kwestii religii. Ojciec lubił mieć oko na wszystko. Na to co piszą, myślą, widzą i czytają. Na początku nie wiedziałem co robi. Był dla mnie kimś w rodzaju bohatera. Wszyscy go się bali, szanowali, kłaniali mu się w pas. Dopiero później wyszło szydło z worka. Zaczęły się awantury, kłótnie, krzyki. 


Kiedy miałem 13 lat po raz pierwszy uciekłem z domu. Tak po prostu. Spakowałem kilka rzeczy do plecaka, wziąłem oszczędności i kupiłem bilet. Pociągiem dotarłem aż na przedmieścia Krakowa. Było fajnie. Przez dwa tygodnie nawiązałem ciekawe kontakty, mieszkałem gdzieś na squacie, milicja mnie szukała, bo 'kochani rodzice' zauważyli, że nie ma mnie w domu. Wtedy też przeżyłem swój pierwszy raz. To nic, że z chłopakiem starszym ode mnie o 5 lat, to nic. To nic, że byłem wtedy naćpany, bo koledzy ćpuni dali mi działkę. To było nic w porównaniu z tym co czekało mnie w domu, kiedy mnie tam odstawili. Ojciec tak mnie sprał, że bałem się wyjść z domu. Poza tym nadszarpnąłem mu reputację. Wiadomo, zbliżały się jakieś ważne dla niego wybory, a tu nagle jego własny dzieciak spierd.ala mu z chałupy. 


'Wycieczki' do Krakowa stały się u mnie pewnego rodzaju normą. Albo sportem. Jak kto woli. Podczas gdy starzy awanturowali się, albo zbyt bardzo byli zajęci sobą, ja uciekałem.
Kiedy po raz enty milicja odstawiła mnie do domu, matka powiedziała mi, że 'następnym razem wywali mnie z domu'. Och, co za troskliwość. Zwłaszcza, że ten 'dom' traktowałem raczej jak tanią noclegownię. Przychodziłem, spałem, wychodziłem. I tak w kółko. To znaczy przez drugą klasę liceum. Bo musiałem jakoś zdać. No i się udało. Kiedy tylko zdałem do trzeciej klasy wyprowadziłem się z domu. Wprawdzie nadal mieszkam w stolicy, a rodzice nadal jakoś mi wszystko finansują, to jednak podejmuję swoje własne wybory. W pewnym stopniu staram się już uniezależnić od rodziców i ich wpływów. Podążać własną drogą.




[Borze szumiący. Kartę poprawię, bo jest <cenzura>. W każdym razie zapraszam do wątków :) Cytat tytułowy 'Oprócz błękitnego nieba'. Wizerunek: Jensen Ackles]

Przed­wcześnie poz­ba­wiona złudzeń rzy­gam na sztuczność uczuć.

"Kto nigdy nie zaznał bólu towarzyszącego nagłej stracie tego, co w naszym życiu najważniejsze? I nie chodzi mi tylko o ludzi, ale także o myśli, plany, marzenia. Udaje się nam dzień, tydzień, czasem kilka lat, lecz ostatecznie jesteśmy nieuchronnie skazani na utratę. Wprawdzie nasze ciało żyje dalej, ale dusza prędzej czy później otrzymuje śmiertelny cios. Zbrodnia doskonała: nie wiemy, kto zamordował naszą radość życia, jaki był motyw morderstwa, ani gdzie są winni."

Maja Anna Kolniowska
lat osiemnaście, 1.02.1962r 
barmanka/prostytutka w pubie "u Maćka" 
Warszawa-Mokotów 

wygląd

 Kocham cię, to nic i wszys­tko zarazem. 
 ________________________
Witam. Mam nadzieje, że tak bardzo nie nawaliłam, poza tym kompletnie nie umiem pisać kart postaci. Wybaczcie. Maja nie gryzie, ja również nie gryzę. A skoro obie nie gryziemy, zapraszam chętnych do wątków oraz powiązań. Nie przestrzegam żadnych reguł, nie zawracam sobie głowy szczegółami.
PS. Miłej zabawy życzę! 

niedziela, 3 lutego 2013

Kiedy łyżką wsuwam dżem już mnie swędzi lewa dłoń.


Amelia Karmazynowicz
13 sierpnia 1960


Nie wszystko złoto co sie świeci | Chciałabym, chciała... | Mogłaś moją być, kryzysową narzeczoną | Poznajesz uchem kolejne frazy, wciąż masz przed sobą kierunkowskazy | Grawitacji nadszedł czas | Pytanie, wołanie i rozkaz | Jestem dzieckiem szczęścia | Nie wiem czy to wstyd, że mi wiary brak | Kto zwiariował? Ja czy świat? | Poszła Karolinka do Gogolina... | A na deser suita tańców lubelskich | W moich stanch wciąż Warszawa | I do grosza wciąż grosz | Przepięknie jest i tylko tlenu mniej | Wszystko co kocham | Ten taniec nie skończy się.

Palę myśli swe, chcę odnaleźć się 
Chcę uciekać i nie budzić jej ze snu. 

Jeśli komuś przyszłaby na myśl porządna i ogarnięta dziewczyna, z jako takimi planami na przyszłość, której marzy się miły mąż i trójka dzieciaków, mógłby spokojnie spojrzeć na Amelie. Od zawsze była tą spokojniejszą w rodzinie. Nie brała udziału w kłótniach, nie wywoływała wojen w domu i przede wszystkim zawsze robiła to, czego od niego wymagano. Wymarzony córeczka swoich rodziców, która niczym mały aniołeczek nigdy nie przysparzała problemów, nie musiała... Jej starsze rodzeństwo nadrabiało za cały legion! Amelka miała swoją szkołę i miała swoje Mazowsze po zajęciach, bo przecież coś w życiu trzeba robić. Od zawsze kochała tańczyć a fakt, że jej rodzice przewijali się przez stały skład zespołu niemal od początku jego działalności, zadziałało tylko na jej korzyść. Ówczesny choreograf nie miał wątpliwości, że Amelia powinna zasilić ich szeregi i trzy raz w tygodniu ćwiczyć klasyczny balet, folklorystyczne figury i ładny, sceniczny uśmiech. Jako jedyna z rodzeństwa czerpała z tego autentyczną przyjemność. Jej dwóch starszych braci chodziło na próby jak na skazanie, a i tak urywali się z zajęć przy każdej nadarzającej się okazji. Amelka nie chciała tego robić. Wiedziała doskonale, że zaistnienie w Zespole da jej możliwość zagranicznych wyjazdów, o które w tych czasach było przecież tak trudno. Nikogo nie było na to stać a przede wszystkim nikt nie miał czasu. Jej matka i tak kręciła z niezadowoleniem głową, bo dziewczyna spędzała w salach prób większość swojego wolnego czasu. Rano pomagała mamie w zakładzie krawieckim a jak tylko wybijała czternasta, zbierała swoje rzeczy i niemal wybiegała z zakładu, by móc poćwiczyć na sali. Jej ojciec - zawiadowca stacji Warszawa Główna - już dawno machnął na córkę ręką. Przecież lepiej żeby przesiadywała na próbach w zespole, niż żeby szlajała się po ulicach. Jeszcze wpadnie w tarapaty, albo ktoś jej zrobi krzywdę.  A tak to przynajmniej uczy się o tradycjach własnego kraju i nikomu nie przeszkadza. Choć mogłaby wziąć się za normalną robotę, a nie tylko kilka godzin u matki i z głowy. Amelii nie śpieszno do pracy, nie śpieszno do normanego życia i przede wszystkim nie śpieszno do dorastania, bo dorastanie z pewnością boli niesamowicie i śni się po nocach niczym senny koszmar! Jej rodzice twierdzą, że jest zamknięta w sobie, ale co mogą wiedzieć rodzice?! Interesuje ją cały świat, wszystko ogląda z nie małym zainteresowaniem, więc często pakuje sie w kłopoty - w końcu nie wszyscy lubią gdy ktokolwiek im sie przygląda (podobno, wśród niektórych, budzi to podejrzenia). Bezsprzecznie beznadziejna z niej romantyczka. Marzy o księciu na białym koniu, a niszczy wszystkie potencjalne piękne momenty. Amelia po prostu nie umie wytrzymać i zadaje zbyt wiele pytań albo po prostu zaczyna się śmiać wtedy, kiedy nie powinna. Już taka jej natura i niestety trzeba ją zaakceptować i kochać pomimo wszystko. Mimo że jej rodzice są święcie przekonani, że mają pod dachem istnego aniołka, Amelia też potrafi zaszaleć. Charakterek z pewnościa odziedziczyła po dziadku, ktory ganiał  swego czasu po Warszawie  licząc, że ktoś stanie z nim w szranki. Amelka potrafi tupnąć nogą i postawić na swoim, ale spokojnie -  bić się z nikim nie chce (i chwała Bogu bo jej biedny ojciec już dawno by oszalał mając w domu trójkę rwących się do rękoczynów dzieciaków!)
Siła cierpliwości, ale jak trzeba to krzyknie, choć raczej zaprogramowana jest na spokojną rozmowę. Mistrzyni dyplomacji. Urodzona bajkopisarka, jak sytuacja tego wymaga potrafi ściemniać na potęgę, bez mrugnięca okiem. Nałogowa  palaczka z rogu dwóch ukochanych ulic (choreograf straszy ją, że powinna rzucić palenie bo przecież tancerce nie przystoi). Mimo umiłowania do palenia, papierosów nigdy nie kupiła! Częstuje ją zazwyczaj ukochana ciocia Basia, siostra jej ojca. Ciocia Basia wyszła za mąż za bardzo bogatego właściciela fabryki i teraz wiedzie spokojne i dostatnie życie w jednej z warszawskich kamienic. To od niej Karmazynowiczowie mają pomarańcze, banany i czekoladowe cukierki w takiej ilości, że rozdzielają między wszystkich sąsiadów z bloku, a im jeszcze zostaje. Ciocia Basia jest absolutną idolką wszystkich koleżanek Amelki, bo potrafi błysnąć dowcipem i kryć dziewczyny przed rodzicami, gdy te wypuszczą się późnym wieczorem na prywatkę u znajomych. Zresztą, nie jest tylko miła dla jej koleżanek. Taneczny partner Amelki, znany zresztą cioci od małego, jest absolutnym ulubieńcem starszej pani. Zawsze z odwiedzin wychodzi z kartonem fajek i z kieszeniami pełnymi cukierków: I jeszcze pomarańczkę na drogę weź Marcinku, bo pewnie zgłodniejesz! Zupełnie jakby nie zjadł tony obiadu chwilę wcześniej. 
Amelka jest naprawdę równą babką, choć niektórzy ludzie twierdzą że na pierwszy rzut oka straszna z niej suka. Faktycznie, czasem potrafi spojrzeć tak, że człowiekowi robi się zimno, ale w gruncie rzeczy strasznie ciepła z niej osoba, a empatia kiedyś ją zgubi. Pewna siebie. Mocno stąpająca po ziemi. Wiecznie uśmiechnięta optymistka uzależniona od gumy do żucia. Nie wyobraża sobie życia poza Warszawą i kompletnie nie rozumie swoich braci, którzy twierdzą, że prawdziwe życie istnieje tylko na Zachodzie. 

---
dzień dobry! 
Amelia zaprasza na wątki i wszelkie powiązania! 
Winona Ryder na górze :)

Była tu przed chwilą, usta szminką na czerwono krwisto.. Zapewniały mnie na przyszłość.



Marcelina Dąbrowska 
13.10.1961
przyszła maturzystka

| panna wielce dorosła | zodiakalna waga | podobno dziewczyna pana Macieja Olszewskiego | uczennica ostatniej klasy o profilu humanistycznym | córka elektryka i dziennikarki | katoliczka na sześć z plusem , przynajmniej według pozorów | starsza siostra Jasia i Władka | podobno po skończeniu szkoły ma iść na studia | niewiedząca czego chce od życia | podobno ma wielką słabość do słodyczy | z natury niby ponura | niegdyś samotniczka | kiedyś sterty książek teraz alkohol i lufki | umie wyginać się niczym precel | podobno wzorowa uczennica | niedawno jej miłością stały się papierosy, ale przecież to nic złego | drobna dziewczynka o ładnej buzi | zadziorna i pyskata bestia, przynajmniej poza domem | panna co to nie ja | 'co jak co ale uciekać umiem naprawdę szybko' | narkotyki? no co Ty mamo.. | wielka szczęściara mająca ubrania z pewex'u | mała niezdara | nie wkurzaj jej bo urwie Ci ręce przy samych ramionach | panna z dobrego domu | ' nie tak cię wychowywaliśmy ' | uzależniona od herbaty | mająca gramofon i sterty winylowych płyt | mała Zosia-Samosia | marna kucharka | nie lubi dzieci | nie tykać ! |

    
    


  














Wygląd nie spełnia najważniejszej roli..








 Nie ocenia się książki po okładce.. → 












Grawitacja ciągnie nas do bruku


IMIĘ I NAZWISKO Maciej Olszewski
WIEK 29 lat
ZAWÓD właściciel pubu o wdzięcznej nazwie "u Maćka"

przeszłość chciała wrócić, powiedziałem - weź się pierdol

małe capuccino za trzy dychy? A tak bo mnie kurwa stać, ha ha ha |   jak dobrze być mną  |  mieć taką panienkę, której za pstryknięciem palca spada spódniczka  |  pierdolony PRL  |  „albo się zmienię, albo zginę” powiedział kiedyś. Samo życie. On po prostu nie mógł się zmienić, jego wina  |  cisza na sali  |  uczucia? Data ważności się skończyła  |  Lato już minęło. Pan Hot-dog już nie stoi, ucichły dyskoteki, nikt imprez już nie robi  |  została sama, z pytaniem do Boga – dlaczego?  |  przecież wódka nie może zbliżać nas do światła...

     Urodziłeś się pospolicie, jak pospolity człowiek, w pospolitym mieście, w pospolitym szpitalu. Twoje życie było pospolite od pierwszego wydanego dźwięku po przyjściu na świat, przez pierwszy dil, po grobową deskę, do której sam wbijasz sobie gwoździe. Matka cię nie chciała,  ojciec kazał żyć i przyszedłeś na świat jako jego syn. Syn swojej matki, duma dziadka i babki. Otaczający świat od początku wmawiał ci „nie łaknij” a ty posłusznie go słuchałeś. Podwórko szybko stało się twoim drugim domem. Starzy pili, a ty krzyczałeś „pobite gary!”.
     Nikomu nie było łatwo w latach sześćdziesiątych, w których dorastałeś. Starzy nie mieli pieniędzy, chodziłeś w brudnych szmatach, bo nawet nie ubraniach. Ale niczym się nie wyróżniałeś. Byłeś jak te inne dzieci ze wsi, ale nie byłeś tak rozpuszczony jak one – miałeś świadomość, że twoim rodzicom również jest ciężko. Łapałeś się każdej roboty, już w młodości. To sąsiad chciał, żeby ktoś porąbał mu drewno na opał, tu pomagałeś opiekować się dziećmi – bo jak wszyscy twierdzili – masz do tego prawdziwy dar. Uczęszczałeś do szkoły jak wszyscy, kiedy tylko miałeś czas. Ale żaden dzieciak tego nie lubił. Tylko najbogatsze szuje tam chodziły. A potem jeszcze się chwaliły ołówkami, jacy to oni nie zajebiści. Nie szczerzyli się tak, gdy trochę przestawiłeś ich do pionu. Potem były konsekwencje – pasem raz przed dupę, za przeproszeniem. I co? I nic. Żyłeś dalej, robiąc to samo. Ojciec uchlał się w trupa – dosłownie – gdy miałeś czternaście lat. Nie tęskniłeś, teraz też nie tęsknisz.
     Potem przyszedł czas na młodość. Ah, te buzujące hormony! Podawane z ręki do ręki pierwsze tanie wino popijane w parku... Pierwszy raz z nieśmiałą Małgosią (wszystko co piękne szybko się kończy)... Pierwsza kreska na jakiejś imprezie, totalny odlot. Potem chciałeś więcej i więcej.
Całymi dniami pracowałeś, wieczorami był czas na zabawę w towarzystwie kobiet. Szybko zdałeś sobie sprawę, że one, jak nikt inny potrafią zawrócić w głowie i rozkochać w sobie. Słodka jak miód Marcelinka. Siostra kumpla, ale to nieważne. Uśmiechała się do ciebie jakby zobaczyła ósmy cud świata, a jednocześnie jakby jej jedynym pragnieniem było rozsunięcie przed tobą ud. Taka pozornie niewinna istotka. Ale gdy ty, wtedy już dwudziestodwulatek zdałeś sobie sprawę, że ma zaledwie szesnaście lat, szybko odpuściłeś i o niej zapomniałeś. Taka tam, dziewczyna z sąsiedztwa. Z czasem zacząłeś zauważać, że chodzi z jakimś chłopakiem; i ogień na chwilę ugasł. Nie była dla ciebie.
     Ciężka praca nie była ci nigdy obca. Zarabiałeś dobrze, bo znałeś mnóstwo ludzi, którzy gwarantowali ci dobre zarobki. Nigdy nie piłeś pod sklepem, nic z tych rzeczy. Choć co weekend byłeś nawalony i naćpany tak, że wnosili się do domu trzymałeś fason. Nikt nie postrzegał cię jako ćpuna i margines społeczny. Byłeś młodym, pracowitym chłopakiem który przyjechał do Warszawy z matką spod jakiejś dziury. Ponoć ojciec był pijakiem i bił go tak, że ma blizny do dziś. Ale to takie tam ploty znane w małych wsiach, w której wieść o tym, że Józek prowadzał się z Zosią roznosi się szybciej niż droga światła.
     Jednak nie dane było ci zapomnieć o pięknej Marcelinie, która uśmiechała się do ciebie zawsze ilekroć się mijaliście. Była sobota, dwunasty lipca, około dziewiętnastej. Gorąco, strasznie gorąco. Wszyscy stali na dworze i skręcane przez właściciela tanie papierosy, a wśród nich był Maciek. I Marcelina. Ich spojrzenia mimowolnie krzyżowały się. Nie była pełnoletnia. Surowe lata sześćdziesiąte zakazywały związków z nieletnimi, mogliby go zamknąć. Ale nie potrafił jej się oprzeć, zwłaszcza gdy oboje wypili za dużo. Wylądowali w toalecie, potem wstrzyknął jej dożylnie morfinę. I siedziała w tym narkotykowym gównie razem z nim. Jednak gdyby nie dilerstwo, nie udałoby mu się otworzyć własnej działalności gospodarczej. Kumpel pomógł mu pozałatwiać parę spraw i udało się. Od roku prowadzi bar, w którym kupisz polskie potrawy, alkohole – na kartkę i bez kartki (ze znajomościami).
     Dziś jest zadowolony z życia. Ma mieszkanie, ciasne ale własne, co w sumie jest rzadko spotykane. Relacje z matką poukładały mu się, często jej pomaga, jak przystało na syna. Co prawda wciąż ćpa, tym razem z towarzyszką – Marceliną, ale nie traktuje tego jako problemu, choć ma poważne problemy z sercem. Choruje na arytmię serca, ale nic z tym nie robi. Zresztą, za dużo też zrobić nie może. Marcelę kocha całym swoim sercem, ale przecież jej tego nie powie. Przy ludziach traktuje ją przedmiotowo, łapie ją za tyłek i traktuje jak swoją własność. Nikt nigdy nie nauczył go okazywać uczuć.

Miejsca

Bar "Maciek"

Nie łatwo jest dostać zgodę na prowadzenie prywatnej działalności w latach 80. Jednak jeśli ma się trochę sprytu, pieniędzy i kontaktów, wszystko da się załatwić
Na wejściu w sumie widzisz zwykły bar - kilka stolików, ladę, kelnerki. Nic nadzwyczajnego. Podchodzisz, zamawiasz kawę, czy co tam. Jednak to miejsce wcale nie ogranicza się do tego. Wystarczy, że zagadasz do odpowiednich ludzi. Odpalą ci towar - o którym wtedy nawet największe ćpuny nie śniły, swoją drogą - i wcale nie będziesz musiał płacić dolarami. Wystarczy że będziesz miał przy sobie trochę starych polskich złotych, nic więcej. Jednak jeśli ci odbije, i postanowisz nakapować to policji; śmierć będzie najprzyjemniejszym wyjściem z sytuacji. A to jeszcze nie wszystko. Spójrz na kanapę z prawej strony od wejścia. Siedzi tam kilka zadbanych, uśmiechniętych kobiet. Puszczają ci oczka. Nie, wcale nie jesteś przystojny. Sam się domyśl

Regulamin.

1. Rekrutacja
1.1 Żadnego wysyłania notek na e-mail! Liczę na to, że osoby które tu trafią będą pisały ładnie i reagowały na czerwony szlaczek pod wyrazami. Oczywiście nikt was nie usunie z bloga przez jednego orta ale jednak prosilibyśmy o staranność w pisaniu.
1.2 My mamy na wysłanie zaproszenia dwa dni, wy na opublikowanie notki cały tydzień. W razie jakiegoś poślizgu piszemy w dziale "Administracja".
1.3 Możliwe zawody do podjęcia w restauracji wypisane są tutaj.
1.4 Gdy będziemy już zdecydowani, zostawiamy e-mail w dziale "Rekrutacja".
1.5 Zgłaszamy nieobecność jeśli będzie trwała dłużej tutaj. Nie ma jednak urlop na czas nieokreślony, najdłuższy możliwy termin to miesiąc.
1.6 Żyjemy w czasach współczesnych, nie ma tu żadnych elfów, wróżek czy innych stworzeń.
1.7 Po dołączeniu napisz pod zakładką  "Zajęte wizerunki" z czyjego wizerunku skorzystałeś/łaś jeśli wiesz
1.8 Jeśli nie odpowiada Ci stworzona postać, możesz ją usunąć i wykreować inną na tym samym e-mailu. Poinformuj jednak o tym w administracji
1.9 Twój nick nie musi być imieniem i nazwiskiem Twojej postaci. Wiemy, że często bawicie się na kilku blogach na raz. Gdy w nicku nie masz imienia i nazwiska swojej postaci, to na koniec komentarza umieszczaj podpis.  
1.10 Wybierając imię dla postaci, zwróć uwagę czy ktoś już z niego nie skorzystał. Jest ogromny wybór, więc pomysłów nie brakuje, a różnorodność pod tym względem wiele ułatwia
1.11 Jeżeli nagle znikniesz i przez dwa tygodnie nie będzie po twoją kartą śladu aktywności zostaniesz automatycznie usunięty.

2.Notki
2.1 Nie mamy obowiązku pisania notek, ale z pewnością miło będzie jakąś zobaczyć. Nie chcemy przecież by blog był warzywkiem i pojawiały się na nim tylko karty i wątki, prawda?
2.2 Oczywiście, nie ma opcji zabicia postaci bez jej zgody.
2.3 Wypisywać się z bloga mogą tylko osoby zalogowane.
2.4 Pierwszy post zawsze jest kartą postaci.
2.5 Karta postaci musi mieć co najmniej stronę w Wordzie (Times New Roman 12) i wcale nie chodzi o nawrzucanie na bloga tysięcy gifów i zdjęć. Poza tym ważna jest estetyka - nawet jeśli karta będzie miała odpowiednią długość, ale jej wygląd nas nie zadowoli mamy prawo prosić o jej poprawienie. W takim przypadku należy ją poprawić do 24 godzin po otrzymaniu upomnienia.
2.6 Zachęcamy do pisania notek wspólnych, możemy w ten sposób łatwo opisać relacje postaci.
2.7 Zdjęcia dodajemy z linków, nie z dysku. Tam będą one usuwane co miesiąc.
2.8 Prosimy o informowanie nas o wizerunku postaci w zajętych wizerunkach
2.9 Trzymamy się fabuły mieszczącej się tutaj
2.10 Nie zmieniaj koloru oraz rodzaju czcionki. Co najwyżej wielkość
2.11 Odstęp między kartami to min. 15 minut, między notkami 2 godziny

3.Komentarze
3.1 Rozmowy autorów umieszczamy w kwadratowych nawiasach [ ]
3.2 Staramy się, by wątki były jak najdłuższe; nie urywajmy ich, bo są nudne.Wszystko z czasem przecież się rozkręci.
3.3 Postać która nie uczestniczy w życiu bloga, tudzież wątkach i jest całkowicie bierna nie istnieje

sobota, 2 lutego 2013

Historia


Maja przyszła na świat jako najstarszy potomek Marii i Tomasza Kolniowskich, gospodyni domowej oraz byłego tramwajarza. Już od najmłodszych lat w jej rodzinie się nie przelewało, zawsze wszystkiego brakowało, ojciec po stracie pracy popadł w nałóg alkoholowy, a na domiar zwykłej ironii losu, rodziły się kolejne dzieci, które przecież trzeba było wykarmić i w coś ubrać. Dlatego dziewczynka starała się pomagać matce w wielu obowiązkach, panować nad pozostałą czwórką rodzeństwa nierzadko kosztem własnych wyrzeczeń. Chwytała się różnych prac. Często dosięgały ją przez to chwile zwątpienia, bowiem chciała żyć równie normalnie, jak córki sąsiadów; nie przejmować się niczym, w przyszłości skończyć szkołę, pójść na studia albo wyjść za mąż za porządnego człowieka. Jednak najbliżsi byli na pierwszym miejscu. A ojciec pił dalej. Nie trudno się domyślić, że stawał się przy tym okropnie nieznośny; wszczynał kolejne awantury, kradł pieniądze, podnosił rękę na żonę, po czym, jak zwykle szedł spać, aby zaszyć się we własnym ograniczonym światku. Czas mijał. Maria zaczęła chorować, problemy ze stawami - obwieścił pewnego razu lekarz podczas wizyty. Kłamał. Kobieta powoli traciła czucie w nogach. Nie mogła ciężko pracować. Nie mogła utrzymać domu przy życiu. Dzieciaki rosły. A jeszcze trzeba było kupić leki. Decyzja o wyjeździe do Warszawy została szybko podjęta ku niezadowoleniu matki. Maja miała niedługo skończyć osiemnaście lat, więc nikt nie odważył się zaprotestować, a nawet jeśli przypadkiem podważył jej zdanie, ona nie słuchała, bo wyznaczyła sobie szlachetny cel: znaleźć pracę. Nie, nie nie bała się ciężkiej harówki od rana do wieczora. Nie bała się poświęcenia. Mimo to, niewielu pracodawców było gotowych zatrudnić młodziutką dziewczynę bez doświadczenia. Przez krótki czas nieśmiało myślała o powrocie do domu, lecz koleżanka, u której się wówczas zatrzymała wyperswadowała jej z głowy nietrafny pomysł. Chyba się nie poddasz, co? - mawiała. Oczywiście, że nie. Takim sposobem na jednej z imprez poznała Macieja Olszewskiego, a ten po wysłuchaniu jej żałośnie tragicznej historii, zaproponował posadę w swoim pubie. Maja prędko zorientowała się, że może również dorobić w nieco inny sposób. Naturalne kobiece kształty dziwnym trafem przypadła do gustu wielu mężczyznom. Przecież żadna praca nie hańbi. 

Wygląd.






Nigdy nie była dzieckiem z poobdzieranymi łokciami, ze spodniami, które miały łatwy na wysokości kolan. Od małego była słodką dziewczynką, która biegała w sukieneczkach od cioci z ameryki bądź kupionych za dolary w pewex'ie. Miała długiego warkocza, który dumnie podskakiwał przy każdym jej kroku. Na dwór miała osobne ubrania, które mogła zniszczyć - wtedy wyglądała jak reszta jej rówieśników. Kiedy weszła w okres dojrzewania nie urosła za dużo, ale zaczęła nabierać delikatnych kobiecych kształtów. Jej biodra zaczęły się zaokrąglać, pośladki odstawać tak samo jak piersi, które rosły w zaskakująco szybkim tempie. Tak jak swoje koleżanki zaczęła wtedy inaczej się ubierać i czesać. Hormony jej tak uderzyły do głowy, że uważała się za wielką dorosłą. Nawet kosmetyki zabierała mamie, bądź potajemnie kupowała za kieszonkowe. Ale zawsze zmywała ich ślady przed wejściem do domu. Ale może teraz wspomnimy troszeczkę o jej wyglądzie na chwilę obecną. Na pierwszy rzut oka wywołują ona zazwyczaj obudzenie się u mężczyzn instynktu, który każe się im nią opiekować. Ma wygląd słodkiej dziewczynki przez te swoje duże oczy i delikatną posturę. Jest niską kobietą, ponieważ mierzy zaledwie lekko ponad metr sześćdziesiąt. Jest bardzo szczupła, bo waży zaledwie pięćdziesiąt kilogramów. Mimo niedużej wagi zachowała zaokrąglone biodra, piersi nawet sporego rozmiaru jak na jej posturę, oraz odstające pośladki, na które często mężczyźni zwracają uwagę, a jej chłopak uwielbia ją po nich klepać. Ma uczulenie na słońce, dlatego jej cera jest dość blada i lubi się czasem lekko zaróżowić gdy zetknie się zbyt dużą ilością promieni słonecznych. Nie posiada dużej ilości pieprzyków, chociaż ma śmieszne znamię na lewym pośladku w kształcie serduszka. Jej drobną i przypominającą nadal w małym stopniu dziecięcą twarz otaczają lekko kręcone, gęste i grube włosy w kolorze średniego brązu. Nadal są długie jednakże dziewczyna zazwyczaj je podpita do góry, bo długie włosy są straszliwie denerwujące i trudne w utrzymaniu. A jej tak bardzo szkoda je ściąć. A wracając do jej twarzy..znajdziemy na niej parę dużych jasnobrązowych oczu otoczonych przez wachlarz czarnych i długich rzęs, które zazwyczaj podkreśla tuszem a na powiecie wykonuję kreskę kredką, średniej wielkości prosty nos oraz dość pełne usta, które zazwyczaj podkreśla lekko czerwoną szminką. Gdy wygina je w podkówkę można zobaczyć jej rządek białych ząbków a na jej policzkach dojrzeć już mało widoczne dołeczki. Na szyi ma srebrny łańcuszek ze zwykłym krzyżem, ale zazwyczaj chowa go pod ubraniami. No chyba, że ma dekolt i Maciek denerwuję się, że go ma to po prostu go ściąga i zakłada przed wejściem do domu. Nasza Marcelina posiada dwa kolczyki w uszach, które lubi często zmieniać, ponieważ może je eksponować czy wiecznie spiętych włosach. 
A jak się ubiera? Cóż najmodniej jak potrafi, jednakże nie musi kombinować z ubraniami. Nie musi sobie ich sama szyć, farbować pieluch na różne kolory i inne takie. Rodzice dają jej dolary i idzie do pewex'u, jej ciotka wysyła jej paczki - można powiedzieć, że żyje jak w raju. Ma ukochane dzwony, kolorowe koszulki, i kurtkę odstającą na ramionach, które już niedługo wejdą do mody w Polsce.

piątek, 1 lutego 2013

Wolne postacie

Imię i nazwisko: Krzysztof Norwicki
Wiek: od 24 do góra 30.
Miejsce urodzenia: Warszawa
Miejsce zamieszkania: również Warszawa
Historia: Chciałabym aby był z rodziny biedniejszej by wiedział, jak w życiu jest ciężko.
Charakter: Zaradny chłopak, który czasem porywa się z motyką na Słońce. Skory do pomocy i bardzo pracowity.
Powiązania:
Marcelina Dąbrowska - dziewczyna jego przyjaciela, która od początku również wpadła mu w oko. Stara się do niej bajerować jednakże ta za bardzo nie zwraca na Niego uwagi, ponieważ jest zauroczona z Maćku. Czy Krzyśkowi uda się przemówić dziewczynie do rozsądku?
Maciej Olszewski - przyjaciel Krzyśka, z którym łączą go naprawdę dobre kontakty. Pech chciał, że zakochał się w jego dziewczynie, której według niego on nie szanuje.


Imię i nazwisko: Małgorzata Brzozowska
Status: Nie studiuje, nie pracuje
Historia: Córka warszawskiego adwokata, najmłodsza z trójki rodzeństwa Brzozowskich. Rozpuszczona do szpiku kości dwudziestolatka, której nie obce są ostro zakrapiane imprezy z akcentem narkotykowym w tle. Ciekawscy mówią, że jej karygodne wybryki mają na celu zwrócenie uwagi wiecznie zapracowanego ojca, jednak sama zainteresowana zaprzecza. I jak się łatwo domyślić - kłamie. Od ponad roku nie utrzymuje kontaktu z rodziną, na wzmiankę o rodzicach dosłownie zielenieje. Ponoć miała dosyć ustawionego życia; zaplanowanego małżeństwa, wykształcenia, miejsca pracy, przyjaciół. O ile dobrze wiadomo, gdzieś podświadomie jednak tęskni za dobrze znajomym poczuciem bezpieczeństwa. Coraz częściej myśli nad powrotem do domu i zażegnaniem konfliktu.
Charakter: Dowolny. Zależy mi tylko na tym, żeby Małgosia była całkowitym przeciwieństwem zabłąkanej Mai i umiała sprowadzić ją na ziemie w każdej sytuacji.
Powiązanie: Współlokatorka, najlepsza przyjaciółka panny Kolniowskiej. 



Imię i nazwisko: Aleksander Jakubowski
Wiek: 20 lat
Status: Student filologii polskiej
Historia: Wychował się dosłownie w tej samej wsi pod Warszawą, co Maja, ale jego rodzinie zawsze się lepiej powodziło, czego blondynka najwidoczniej nie potrafiła znieść, patrząc nań z niemą pretensją w oczach, kiedy chłopak robił jej wyrzuty z powodu poświęcenia najbliższym. Nic dziwnego, że w pewnym momencie nie zaakceptował też jej wyjazdu do stolicy. Przez dłuższy czas boczył się, okropnie zadzierał nosa, oferując swą pomoc, ale dziewczyna za każdym razem odmawiała. Alek jest jedynakiem. Jego rodzice nie mogli mieć więcej dzieci, więc całą miłość przelali na syna. Ogólnie historie pozostawiam do ustalenia potencjalnemu autorowi. Istotne jest tylko, aby w jego życiu nie było żadnych wielkich tragedii.
Charakter: Tutaj też nie będę się rozwodziła. Jakubowski może być trochę porywczym, zaborczym i zarozumiałym młodym mężczyzną, ale w gruncie rzeczy oddanym najwyższym wartościom.
Powiązanie: Przyjaciel Mai, znają się praktycznie od dziecka. Alek darzy ją nawet jakimś głębszym uczuciem, nigdy jednak nie miał odwagi się do tego przyznać, czego do tej pory otwarcie żałuje. Dziewczynę traktuje trochę, jak własność. Ponadto uparcie twierdzi, że Kolniowska nie powinna była wyjeżdżać do Warszawy. Nie omieszkuje wytykać jej tego przy każdej możliwej okazji. Co najważniejsze, nigdy nie miał też pojęcia o profesji przyjaciółki i chociaż spotykają się z reguły dosyć często, dowiaduje się o tym przez przypadek dopiero teraz. Jest wściekły. Nie ma pojęcia, co robić.

[Informacje mogą być zmieniane i nieznacznie modyfikowane. W razie pytań zapraszam pod kartę Mai. Od potencjalnego autora oczekuje zaangażowania. Nie chcę aby nie zniknął bez ostrzeżenia po trzech dniach pisania]

Sojusze

Tutaj umieszczamy propozycje sojuszy i spam

Sojusze:
 Czerwony Parasol 
Szpital dla Chorych Nerwowo i Psychicznie w Nottingham
Without Time

Zajęte wizerunki

Męskie
Jensen Ackles

Damskie
Astrid Berges-Frisbey

Fabuła

Szalone lata 80. Spodnie a'la dzwony, gumy Donald - tylko dla najbogatszych, w radiach Bajm, Boney M i Guns'n'Roses, a nie Lady Gaga i Biebier. Żywność na karteczki, pełna komuna, ale przecież i to można kochać! Nie ma lepszych i gorszych, każdy ma tyle samo. Ludzie chodzą z uśmiechem na twarzy, mimo iż na półkach w sklepach nie ma słodyczy, ciastek, a nawet mleka. A gdy w jakimś sklepie pojawią się pralki, lub lodówki robi się kilometrowa kolejka, a osoby zainteresowane kupnem potrafią w niej stać dniami i nocami w oczekiwaniu na wymarzony produkt. Jednak ludzie nie są tak zabiegani jak dziś. Nie gonią za pieniędzmi jak szaleni, to nie jest dla nich priorytet. Starzy piją, a dzieciaki krzyczą "pobite gary" i ganiają po podwórku. Nikt nie ma łatwo, ale wszyscy mają mnóstwo nadziei, robią wszystko, by być szczęśliwymi. Zawitaj w Warszawie za czasów komuny i poczuj ten niepowtarzalny klimat!

MIEJSCA 

Rekrutacja

Po przeczytaniu regulaminu zostaw tu swój e-mail wraz z płcią postaci

Historia

    


Ta historia, o której tu przeczytanie nie jest niczym wyjątkowym, zresztą jak wszystko w tych czasach. Poznacie dwójkę młodych ludzi, która poznała się przez zupełny przypadek. Poznacie ich losy jak i również losy ich dzieci. A szczególnie jednego, Marceliny tegorocznej maturzystki, która z grzecznej dziewczynki przerodziła się w wielką Kłamczuchę. Będziecie mogli poznać jej losy, dostrzec jak przez swoją miłość zamiast piąć się ku górze, powoli spada na samo dno. Ujrzycie, że wcześniej postawione cele i ideały, którymi się kiedyś kierowała umierają szybciej niż towary postawione na półkach w sklepach.






   Wszystko zaczęło się pod koniec lat pięćdziesiątych. Kiedy to Krystyna jako studentka ostatniego roku dziennikarstwa poznała Tadka, przyjaciela jej kolegi z roku. Zaczęło się niewinnie, rozmowy i tańce, dopiero potem zaczęli chodzić na randki. Dziewczynie imponowało to, że mężczyzna jest starszy od niej, pracuję jako elektryk i jest bardzo zaradny życiowo. Jakiś rok później od tego jak się poznali wzięli ślub.Tadeusz z zakładu pracy dostał dwupokojowe mieszkanie, ponieważ powiedzieli, że mają w planach dzieci. Niecały rok później na świat przyszła najstarsza córka, Marcelina. Była ponoć tak słodkim niemowlakiem, że oczarowała cały oddział. Dwa lata później nie świat przyszły bliźniaki - Jaś i Władek. 
   Nasza młoda para miała dużo szczęścia, ponieważ siostra Krystyny znajdowała się w Ameryce. A jak dobrze wiemy to właśnie z niej ludzie przysyłali swoim rodzinom dolary ale też ubrania dla nich i dla dzieci. Grzechem byłoby zapomnieć wspomnieć o tym, że dostali jeszcze większe mieszkanie, trzypokojowe. Rodzice mieszkali w salonie, bliźniaki w większym pokoju razem a Marcelina miała swój mały pokoik niedaleko łazienki. Urządzili je sobie naprawdę bardzo przytulnie i mieszkają w nim do dziś.
   Dzieci nie sprawiały naprawdę większych problemów wychowawczych, oczywiście dopóki nie weszły w wiek dojrzewanie, ale o tym to później. Były grzeczne, z wielkim zadowoleniem chodziły do szkoły, odrabiały lekcje i chodziły do kościoła. Dbały o wszystko co dostawały od rodziców, słuchały się ich jak mało kto. Ale oczywiście gdy nabroiły były karane. Z racji tego, że oboje rodziców pracowało, mieli między sobą przydzielone obowiązki domowe a Marcelina sprawowała nad wszystkich władzę, oczywiście pod czujnym okiem babci, która do nich przychodziła.
   Oczywiście wszystko zaczęło się zmieniać kiedy weszli w wiek dojrzewania. Wiadomo dziewczynki wtedy zaczynają się stroić, mają swoje humorki, dostają pierwszą miesiączkę - w skrócie stają się kobietami. A chłopcy? Oni popadają w bójki, ale gdy dojrzewają najważniejszą rzeczą jest by przez swój pociąg seksualny nie stali się za szybko tatusiami. Oczywiście nie jest to tylko wina ich hormonów, dużą część winy mają w tym dziewczynki. Ale całe szczęście synowie państwa Dąbrowskich najwyżej się z kimś pobili bądź milicja ich zgarniała za picie alkoholu w miejscu publicznym. To Marcelina była tą idealną córeczką.
    Warto wspomnieć o tym, że to właśnie jej kuzyn, Franek nieświadomie przyczynił się do małej tragedii. Mimo, że był on tylko dwa lata starszy od Marceliny miał starszych znajomych, przez których zaczął pić szybciej. Ale zapewne było to spowodowane tym, że wyglądał naprawdę na dobre ponad dwadzieścia lat gdy miał te swoje osiemnaście. Ale miał szacunek wśród starszych bo pobił jakiegoś tam faceta - nigdy do końca nie obchodziło to Marceliny. Gubiła się w tej całej hierarchii wśród facetów, ale odbiegliśmy od tematu. Franek zabrał swoją kuzynkę na jedno z tych ich spotkać, które po prostu można nazwać popijawą. I to właśnie tam ujrzała kogoś kto przypominał ósmy cud świata. Kogoś, kogo widok sprawił, że poczuła coś na przykład motylków w brzuchu. Obdarzyła go kilka razy tym swoim cudownym uśmiechem. Czy wierzycie w miłość od pierwszego wejrzenia? Marcelina chyba coś takiego doświadczyła bo późniejszy widok mężczyzny sprawiał to samo uczucie. Ale kiedy dowiedział się ile ma lat jego zainteresowanie jej osobą po prostu zmalało. To chyba bolało ją najbardziej.
    Musiała zapomnieć o tym cudownym mężczyźnie. Próbowała zapełnić dziurę w swoim sercu jakimś chłopakiem w jej wieku - bezskutecznie. Jak szła obok swojego niby to chłopaka widząc Maćka czuła się jakby go zdradzała. Szczególnie, że spotykali się bardzo często. W drodze do szkoły, na jakiś spotkaniach ze znajomymi czy nawet w głupim spożywczaku. Wszystko działo się tak jakby los na siłę próbował ich ze sobą połączyć.
    W lato, lipcowego wieczoru wszyscy znajomi znów się spotkali. Wszędzie był alkohol, papierosy i ku waszemu zdziwieniu również narkotyki. Różnie bawiła się ta Polska młodzież. Ale Marcelina była jakby wyjęta z tamtego świata. Pierw lekko podłamana ponownym spotkaniem Maćka, które skończy się tylko wymianą spojrzeń wypiła sporą ilość alkoholu. I tak też się stało, że właśnie tego dnia i jej obiekt westchnień trochę sobie popił. Pierw poszli niby porozmawiać do środka, bo na dworze był za duży hałas. Zaczęło się od niewinnych pocałunków, by po chwili znaleźć się w jednej z toalet, stało się. To właśnie tego wieczoru Marcelina przeżyła swój pierwszy raz z facetem, w którym bez dwóch zdań była zakochana. Ale to nie był koniec imprezy, Maciek zaaplikował jej dożylnie morfinę, tak zaczęła się ich wspólna narkotykowa przygoda.
    Ale  nic się nie zmieniło po tym skoku w bok. Nadal zachowywali się tak samo, do czasu. Pewnego wieczoru kiedy to Marcelinę odprowadzał jej domniemany chłopak po drodze spotkali Maćka. Jego zachowanie było inne niż zwykle, nie posłał jej uśmiechu tylko najzwyczajniej w życiu pobił tego chłopaka oznajmiając mu na koniec, że Marcelina jest jego i nikt ale to nikt nie ma prawa jej dotykać.
    Od tego czasu spotykali się naprawdę częściej. Nie wiadomo było czy byli parą czy nie ale dziewczyna nawet sypiała już o niego. Oczywiście mówiąc matce, że idzie do koleżanki. Ona naprawdę kochała go jak nikogo innego. A co do jego uczuć, nie miała pewności. Ale trwała w tym wszystkim. Bez względu na wszystko. Czasem uciekała ze szkoły, nie miała tyle czasu na naukę co wcześniej, uczyła się po nocach i w tramwajach aby jej rodzice nie zauważyli, że pogorszyła się w nauce. Niegdyś sterty czytanych książek zamieniły się na strzykawki, lufki i butelki z alkoholem. Pragnienie pójścia na studia prysnęło jak mydlana bańka. A notes, w którym niegdyś pisała swoje ala artykuły, felietony czy zwykłe przemyślenia świecił pustkami. Wszystkie cele i wartości, które sobie kiedyś były dla niej ważne teraz zeszły na drugi plan, bo Maciek był najważniejszy.
    A na chwilę obecną? Nadal jest Kłamczuchą. Nadal oszukuję ludzi i połowę otaczającego ją świata. Często sypia u Maćka i spędza dużo czasu w jego pubie. Wiedząc, że zaraz ma maturę mało się uczy bo po co marnować czas na naukę skoro można go spędzić z facetem, którego się kocha. A kocha go tak samo mocno jak od chwili kiedy pierwszy raz go zobaczyła. I wcale nie przeszkadza jej to jak jej chłopak ją traktuję, bo przecież każdy ma trochę wad.
   Ale jak to się dalej potoczy, nikt nie wie. Czy Marcelina w końcu sięgnie po rozum i weźmie się za naukę do matury czy całkowicie zatraci się w swoim dotychczasowym życiu. Czy nie nie zmarnuje go sobie za szybko zachodząc w ciąże czy uzależniając się od narkotyków, w końcu już niewiele brakuję.
  
    

Charakter


Twoje oczy się śmieją. Mają ciepłą barwę tęczówek; zieloną z żółtymi plamkami. Są dość duże, szczere, niewinnie. Ale ty już przecież nie wiesz, co to znaczy być niewinnym albo szczerym. Nie wiesz nawet, jak się nazywasz, bo Twoje imię brzmi dziwnie obco. Stałaś się kimś innym. Nie przypominasz już zahukanej dziewczynki z małej wsi pod Warszawą, która przybyła do stolicy szukać pracy. Nie przypominasz dawnej radosnej Mai. Jesteś tanią oszustką. Notorycznie kłamiesz. Za każdym razem, gdy spoglądasz w lustro, czujesz do siebie nieme obrzydzenie oraz wstręt. Jakże mogłoby być inaczej, kiedy sprzedajesz skarb. Sprzedajesz swe ciało obcym mężczyznom. I wcale tego nie chcesz. Nigdy nie chciałaś. Oni nie chcieli. Dlatego codziennie obiecujesz sobie, że w końcu z tym skończysz, że zrobisz to jeden ostatni raz, bo trzeba mamie wysłać pieniądze na lekarstwa, ale podświadomie wiesz, iż to tylko ciche mrzonki, nie mające szansy zaistnieć w rzeczywistości. Tak naprawdę utknęłaś. Utknęłaś po uszy, dziewczyno. Żadne wartości nie mają już dla Ciebie znaczenia. Pozostaje tylko rodzina; dwie młodsze siostry i dwóch młodszych braci, schorowana rodzicielka oraz ojciec pijak. Wbrew pozorom bardzo ich kochasz. Gdyby nie oni, nie byłoby cię tutaj. Sama przyznaj, niszczą cię. Cholernie niszczą.
Oblewasz się uroczym rumieńcem. O dziwio nadal jesteś bardzo nieśmiała. Wiele tematów strasznie cię krępuje, zawstydza, być może to właśnie jedna z Twoich słynnych masek. Chociaż nie, tym razem jesteś prawdziwa; płochliwa, niedostępna, delikatna. W duchu zdeterminowana, gotowa posunąć się do wszystkiego, aby zdobyć upragniony cel. Bez dostatecznej ilości odwagi. 
Żyjesz w innym świecie, swoim świecie, w którym chciwie pragniesz stabilizacji oraz spokoju. Z pewnością nie brak ci inteligencji, mimo to przed wakacjami rzuciłaś szkołę. Czasem zaczytujesz się w książkach, od pamiętnych czasów lubiłaś też matematykę, ale nikomu nie zdradzasz głęboko skrywanych tajemnic. Im mniej wiedzą, tym lepiej dla nich. Wydajesz się na pozór niezwykle beztroska; zabawnie marszczysz nos, kiedy Twoje wargi pokrywa szeroki uśmiech, mało tego, nierzadko zanosisz się także wesołym chichotem.
Umiesz ranić słowami. Umiesz wbijać nóż w plecy. Umiesz nęcić. Umiesz intrygować. Umiesz kłamać.
Kim zatem jesteś, droga Maju?